sobota, 31 października 2015

Alter Ego część II







Kiedy dotarła do Whiletshire zlokalizowała dwór Malfoy'ów i udała się na północ. Panował półmrok, dzięki któremu była mniej widoczna i mogła swobodnie poruszać się niezauważona. Odnalazła właściwy dom. Podkradła się pod okno dyskretnie zaglądając do środka. Pusto.


Snape przyjrzał się posiadłości, a kiedy jego umysł dopasował do niej właścicieli jego oczy rozszerzyły się do wielkości galeonów. „Rosierowie...”.


Otworzyła okno prostym zaklęciem i weszła do domu. Skradała się z różdżką w jednej ręce i sztyletem w drugiej, poruszała się zwinnie niczym drapieżny kot podczas polowania.


Otrząsnął się i skierował do drzwi wejściowych, zapukał i wszedł zaproszony przez skrzata domowego. Powitało go państwo Rosier.


-Co cię sprowadza Severusie?-zapytał Evan.


-Macie mordercę w domu.-oznajmił bezceremonialnie szpieg Zakonu Feniksa.


-Co? Skąd wiesz?


-Widziałem jak wchodzi przez okno od południowej strony.


W tym momencie do holu wbiegła Hermiona, wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Jej nadgarstek płynnym i celnym ruchem posłał sztylet w panią Rosier trafiając prosto w serce, upadła bez życia na posadzkę nie wydając nawet najmniejszego jęku. Błękit jej sukni zakłóciła rosnąca z każdą sekundą plama krwi, która pochłaniała materiał i ściekała na posadzkę. Z sekundy na sekundę tworzyła nowe, szkarłatne wzory nieubłaganie przypominając o ulotności życia. Evan odwrócił się z wyciągniętą różdżką, a na jego ustach już formułowało się mordercze zaklęcie, jednak dziewczyna była szybsza. Zielony promień ugodził Rosiera w klatkę piersiową. Upadł obok swojej żony. Na jego twarzy malowało się przerażenie wymieszane z zaskoczeniem. Severus stał nieruchomo nie mógł ujawnić, że wie kim jest zabójca, bo najprawdopodobniej skończył by tak samo. Obserwował jej poczynania z najwyższą czujnością.


Podeszła do pani Rosier i wyciągnęła swój sztylet. Wytarła o koniec swojej peleryny. Kaptur nadal zasłaniał jej twarz, więc nie obawiała się zdemaskowania. Schowała nóż do pochwy i wyszła frontowymi drzwiami nie zwracając większej uwagi na swojego nauczyciela. Wyszła na ulice i deportowała się na obrzeża Hogsmeade. Ruszyła biegiem do zamku, musi pojawić się na kolacji żeby nie wywołać, niepotrzebnych jej, podejrzeń. Dotarła do Zakazanego Lasu i szybko zmieniła pelerynę na szkolne szaty. Kilka minut później szła już korytarzami Hogwartu, kierując się do Wielkiej Sali. Weszła przyjmując pozę zmęczonej nauką uczennicy. Usiadła przy stole Gryffindoru i nałożyła sobie trochę pasztecików dyniowych.


~~~


-Na następny dzień w Proroku Codziennym pojawił się artykuł o morderstwie Rosierów, jednak nikt się tym specjalnie nie przejął, w końcu to byli Śmierciożercy. Kiedy w przeciągu miesiąca już wszystkie gazety huczały o tajemniczym i nieuchwytnym zabójcy Zakon postanowił się tym zainteresować…


~~~


Zebranie miało odbyć się w Norze, Hermiona nie była z tego powodu zadowolona, ale nie mogła się wymigać, nie odkąd stała się pełnoprawnym członkiem. Narzuciła na siebie jakąś szeroką bluzę i szare dresy, była północ, nie zamierzała się stroić zresztą nie miała dla kogo. Związała włosy i powędrowała do gabinetu dyrektora. Stamtąd mieli przenieść się do domu Weasley'ów.


Zapukała i weszła witając się z nauczycielami lekko zaspanym głosem, większość uśmiechnęła się na ten widok, jednak Snape nie mógł w to uwierzyć. Był pewien, że to ona zabijała tych Śmierciożerców, szmalcowników i innych podejrzanych o współprace z Czarnym Panem typków, a jednak teraz wyglądała tak niewinnie i zwyczajnie. Zastanawiał się jak ona to robi i jak będzie się zachowywać na zebraniu, w końcu jakby nie patrząc ona jest głównym powodem jego zwołania.


Wszyscy po kolei znikali w szmaragdowych płomieniach, nadeszła jej kolej. Wzięła garść proszku i wykrzyczała nazwę domu rudzielców, w ostatniej sekundzie posłała upiorny uśmieszek Severusowi, który komponując się z okalającymi ją płomieniami utworzył całość wywołującą dreszcze.


„Ona wie, że ja wiem!”. Dotarło do Mistrza Eliksirów, nie żeby się jej obawiał, ale to jednak ryzyko.


Kiedy wszyscy już zebrali się w powiększonym salonie zaczęła się dyskusja i wzajemne przekrzykiwanie. Granger usiadła w kącie na krześle i owinęła się zielonym kocem, sprawiała wrażenie jakby miała to wszystko gdzieś i najchętniej poszłaby spać. Jednak słyszała i rejestrowała każde słowo, zauważyła, że profesor eliksirów ją obserwuje dyskretnie dla innych, dla niej otwarcie.


-Myślę, że to może być ktoś z nas, tylko ukrywa się ze względu na konsekwencję prawne.-oznajmił Moody przykuwając tym uwagę dziewczyny.


-Niby kto?-zapytał sceptycznie Kingsley.


-Skąd mam widzieć, skoro zabójca nie zostawia nawet najmniejszych śladów?-warknął Szalonooki.


-Więc na jakiej podstawie oskarżasz kogoś z nas?-odezwała się Hermiona opanowanym i spokojnym głosem.


-Na takiej, dziewczynko, że morderca zna nasz schemat działania!


-Spokojnie Alastorze.-próbował załagodzić sytuację Albus.


W czarownicy zagotowało się.


-Dziewczynko? Tak się składa, że ta dziewczynka odwala żmudną robotę dla leniwego Zakonu-warknęła, a wszyscy popatrzyli na nią w szoku. Po pierwsze Hermiona nigdy się tak nie zachowywała, po drugie nigdy nie narzekała na swoje obowiązki. Ron popatrzył na Złotego Chłopca wzrokiem „a nie mówiłem?”.


-Jeśli nie nadążasz nad rozpracowywaniem kodów i warzeniem eliksirów przydzielimy ci kogoś do pomocy.-powiedziała profesor McGonnagall.


-Minerwo nie mamy ludzi…-zaczął delikatnie dyrektor.


-Nie potrzebuje pomocy! Zwracam uwagę na waszą bezsilność! Jak zamierzacie pokonać Sami-Wiecie-Kogo czytając wiadomości z Proroka?!-zirytowała się. Po jej słowach zapadła ciężka cisza, słychać było tylko zgrzytanie zębów Moddy'ego zwiastujące rychły wybuch wściekłości.


-Jak śmiesz?!-wybuchnął.


-Nie rozśmieszaj mnie...


-Jak śmiesz nas oskarżać!


-Czyżbym przydeptała twoje wybujałe ego mówiąc prawdę o waszej działalności?-zadrwiła.


-Ty... ty…-zrobił się cały czerwony, wszyscy podwoili czujność wyczuwając nadciągające kłopoty. Hermiona uśmiechnęła się kpiąco tym samym przełamując ostatnią barierę zdrowego rozsądku u Szalonookiego. Rzucił się na nią. Zrobiła zwinny unik co spowodowało wbicie się aurora w fotel, poderwał się jeszcze bardziej rozwścieczony i wyciągnął różdżkę.


-Drętwota!-grot zaklęcia mknął w Granger, jednak ona zablokowała atak z łatwością i posłała w jego stronę zaklęcie Confringo. Alastor uskoczył w bok, przez co klątwa trafiła w ścianę pozostawiając w niej wielką wyrwę.


-DOSYĆ!-krzyknął Albus i przytrzymał pałającego chęcią mordu Moody'ego. Severus przytrzymywał uśmiechającą się szaleńczo Hermionę. Wszyscy byli osłupiali, Ronald całkowicie stracił koloryt na twarzy, zaś Harry otwierał i zamykał usta jak ryba wyjęta z wody.


-Dosyć-powtórzył.


Granger przekręciła głowę i wykrzywiła usta szyderczo, przez co auror dostał białej gorączki.


-Wystarczy.-powiedział do niej cicho Snape. Trochę się uspokoiła. Większość członków Zakonu wróciła już do siebie i dyskutowała teraz o tym nietypowym przedstawieniu. Pierwszy ze Złotej Trójcy otrząsnął się Harry.


-Eee… Hermiona co ty wyprawiasz?-zapytał niepewnie, a głos Pottera jakby przywrócił do rzeczywistości wszystkich zebranych.


-Prawdę mówię.-wzruszyła ramionami zachowując się tak jakby nic się nie stało.


-Czyś ty postradała zmysły?!-wrzasnął Ronald.-Harry mówiłem ci, że z nią ostatnio jest coś nie tak!


-Odważyłam się wyrazić swoje zdanie i już postradałam zmysły tak?-zirytowała się. Wyrwała się z uścisku Snape'a i wyszła z Nory do ogrodu.


~~~


-Od tamtej pory Hermiona prawię nie pojawiała się na zebraniach, a kiedy była ona nie było Alastora, tak dla bezpieczeństwa. Oczywiście Zakon nie dowiedział się kim jest zabójca, a ona działała dalej, bezbłędnie, precyzyjnie, nie zostawiając żadnych śladów. Czarny Pan musiał w końcu zareagować, przecież tracił co raz to lepszych Śmierciożerców i sprzymierzeńców. Zaplanował więc zasadzkę. O jakże się wszyscy zdziwili…-zaśmiał się starzec, wstając na chwilę żeby rozprostować kości, towarzyszyło temu brzękanie grubych łańcuchów.


~~~


Dostała wiadomość, że rodzina Zabiniego będzie dzisiaj w mugolskim Londynie. Taka gratka! Nie może tego przepuścić. Zaczęła się przygotowywać. Przebrała się jak zwykle w czarne obcisłe spodnie i bokserkę, przytroczyła do spodni pas z pochwami na sztylety i różdżkę. Ubrała wygodne buty i wyszła z zamku idąc dobrze już znaną trasą do Zakazanego Lasu, tam narzuciła na siebie pelerynę naciągając kaptur deportowała się do mugolskiego Londynu. Przemierzała ulicę podekscytowana, podobało jej się to co robi, nie mogła zaprzeczyć. Jej alter ego pochłonęło ją w całości stając się rzeczywistością. Zauważyła cała rodzinę, Blaise'a i jego rodziców, szli szybko nawet się nie rozglądając. Zaczaiła się na nich w ciemnym zaułku, kiedy byli blisko wycelowała różdżkę w głowę rodziny.


-Sectumsempra!-szepnęła, a klątwa pomknęła w pana Zabiniego powalając go na brukowaną ulicę, która w zastraszającym tempie zabarwiła się na czerwono mieszając z brudem. Uśmiechnęła się pod nosem. Matka Blaise'a zaczęła panicznie się rozglądać i zabijać wszystkich w zasięgu wzroku. Niespodziewanie ktoś zaszedł ją od tyłu. Zaskoczyła go zadając cios nożem w udo, upadł na ziemię, maska spadła mu z twarzy ukazując Yaxley'a. Uśmiechnął się szyderczo.


-Taka zdolna jesteś, a dałaś się złapać w pułapkę jak żółtodziób.-zakpił.


-Avada Kedavra!-”Pułapka? Cholera!” odwróciła się i zobaczyła, że wyjście z zaułka jest zastawione przez Śmierciożerców. Zaklęła i spróbowała się deportować, jednak ktoś założył już zaklęcia antydeportacyjne. Na kilka sekund zalała ją fala paniki, jednak szybko doprowadziła się do porządku. Da sobie rade. Mimo masek założonych na twarze rozpoznała Lucjusza i Bellatrix.


„Nie jest dobrze”. Rzuciła nożem w jednego ze Śmierciożerców, który potem okazał się być Rokwoodem, a w Belle rzuciła Cruciatusa, ta jednak uniknęła ataku i śmiejąc się krzyknęła:


-Umie się bawić!-podskoczyła kilka razy i wystrzeliła w jej kierunku jakąś czarnomagiczną klątwę, Granger odskoczyła na bok i zmiotła łamaczem kości matkę Blaise'a, który zabrał ją z pola bitwy i deportował się z nią. Zostało trzech. Nie spuszczała z oczu Lestrange, wiedziała, że jest nieprzewidywalna. Strzeliła Avadą w jej kierunku, która chybiła zaledwie o cal. W tym czasie oberwała od Lucjusza zaklęciem tnącym. Syknęła i zignorowała ból, pozbawiając przytomności jego towarzysza. „Zostało dwóch najgorszych”. Wyczarowała ścianę czarnych płomieni, która oddzieliła ją od Bellatrix. Odwróciła się w stronę Malfoy'a Seniora. Zaatakowała jedną z klątw z dziedziny Czarnej Magii, której nauczyła się na początku roku. Odparował ją i posłał jakieś zaklęcie, którego nie znała. Odrzuciło ją w tył, spadł jej kaptur. Wtedy wszystko wydarzyło się w jednym momencie, Hermiona skoczyła na nogi, ściana ognia oddzielająca ją od Beli zniknęła, Lucjusz stał oszołomiony jej widokiem, więc wykorzystała sytuację biegnąc do wyjścia z zaułka. Blondwłosy mężczyzna zablokował jej drogę, kiedy już wyszedł z szoku. Dziewczyna bez wahania wyjęła sztylet z pochwy i dźgnęła w brzuch, wyrywając sztylet wybiegła za pole antydeportacyjne okręciła się wokół własnej osi i zniknęła sekundę przed dotarciem zielonego promienia posłanego przez szaloną Śmierciożerczynię. Wylądowała na obrzeżach Hogsmeade i upadła na ziemię. Pech chciał, że akurat przechodził tędy Albus i Severus. Dyrektor natychmiast znalazł się przy niej.


-Panno Granger! Co się pani stało?!


-Śmierciożercy…-wyszeptała z udawanym przerażeniem, w które Dumbledore ślepo uwierzył.-Wpadłam w zasadzkę…


-Severusie! Zanieś ją do Skrzydła Szpitalnego.


-Sam nie możesz tego zrobić?-zapytał zniesmaczony i niezadowolony z decyzji dyrektora.


~~~


-Po tych zdarzeniach Severus nie miał wyboru, musiał powiedzieć Dumbledore'owi kto jest zabójcą. Teraz kiedy wszyscy Śmierciożercy łącznie z Czarnym Panem wiedzieli, kto wybijał ich jak muchy musieli podjąć jakieś działania. Los chciał, że decyzją Sami-Wiecie-Kogo było przyspieszenie ataku na Hogwart…


~~~


Kilka dni później została wypuszczona ze szpitala. Szła do swojego dormitorium, a gdziekolwiek się nie pojawiła zapadała głęboka cisza, nie było słychać nawet oddechów. Jedni patrzyli na nią ze strachem w oczach, drudzy z podziwem, a jeszcze inni z szacunkiem, byli też tacy co starali się na nią nie patrzyć lub mdleli, głównie z młodszych roczników. Przez całą drogę do swojego pokoju nie usłyszała żadnego szyderstwa czy wyzwiska ze strony Ślizgonów. Miała złe przeczucia.


Wieczorem została wezwana do gabinetu dyrektora.


Kiedy dotarła pod drzwi nie wiedziała jak ma się zachowywać, jak uczennica czy jak zabójca? Postawiła na to drugie, wnioskując po zachowaniu uczniów, że wszyscy już wiedzą. Weszła z uniesioną głową pewnym krokiem z wyostrzoną czujnością i kamienna maską na twarzy. W pomieszczeniu znajdował się cały Zakon Feniksa, gwar ucichł, wszyscy wpatrywali się w nią z niedowierzaniem, strachem bądź zawodem, tylko Snape miał triumfujący uśmieszek przyklejony do twarzy. Przemierzyła gabinet dumnym krokiem, zatrzymała się przed biurkiem Albusa.


-Wzywał mnie pan.-powiedziała, kiedy jasne było, że nikt nie odezwie się pierwszy.


-Tak, panno Granger, proszę usiąść.-wskazał na fotel.


-Dziękuje, postoję.-powiedziała zimnym, obojętnym głosem.- O co chodzi?


-Więc, doszły nas słuchy…-czarodziej wydawał się skrępowany.-Że to ty jesteś tym zabójcą… Zabójczynią.-poprawił się zażenowany. Hermiona uniosła głowę uśmiechając się pobłażliwie.


-Skąd takie informację?-zapytała z lekceważącym uśmieszkiem tak podobnym do uśmiechu Lucjusza.


-Od Severusa.


-Od Śmierciożerców.-poprawiła go rzeczowym tonem, nadal się uśmiechając.-Mają rację. To ja.-zadarła podbródek jakby była z tego dumna, a jej oczy zabłyszczały niebezpiecznie wyraźnie ostrzegając przed jakimikolwiek kpinami, jej spojrzenie rozwiało wszelkie wątpliwości co do prawdziwości tych informacji.


-Jak mogłaś?! Morderczyni!-wrzasnął Ron, którego Molly nie zdążyła powstrzymać przed popełnieniem głupstwa.


-Ciesz się, że zabijam DLA was, a nie na przykład WAS, bo w każdej chwili mogę zmienić zdanie.-jej głos był zimny, a ona sama jakby urosła przewyższając wszystkich, temperatura w pokoju spadła, a Weasley stracił kolory na twarzy. Po chwili znów się odezwał, a jego głupota uderzyła nawet w jego matkę.


-Jesteś taka sama jak oni! Śmierciożercy! Nawet uśmiechasz się jak Malfoy!


W ciągu sekundy znalazła się przy rudowłosym chłopaku z różdżką przyłożoną do jego szyi. Oczy błyszczały chęcią mordu i gniewem.


-Uważaj co mówisz, Weasley!-syknęła.


-Granger!-warknął Snape wyczuwając marny koniec Ronalda. Hermiona wbiła różdżkę mocniej w jego skórę.


-Jesteś żałosna! Myślisz, że jak nauczyłaś się zabijać to stałaś się lepsza?


-Ron!-krzyknął ostrzegawczo Lupin, ale on nie słuchał.


-Więc pozwól, że cie uświadomię. Jesteś w błędzie, bo jesteś tylko zwykłą szlamą!


Kingsley wciągnął głośno powietrze, a Molly rozszerzyła oczy w niedowierzaniu, Mistrz Eliksirów tylko popatrzył na niego zastanawiając się jak można być, aż tak głupim. Wszyscy wróżyli przyjacielowi Złotego Chłopca marny koniec. Hermiona słysząc słowa Weasley'a wyłączyła wszelkie zahamowania. Miała wielką ochotę go rozszarpać i nie zamierzała tego sobie odmawiać. Wyciągnęła sztylet i wbiła mocno w jego brzuch, uruchamiając boczne ostrza które rozpruły mu wnętrzności. Pani Weasley zemdlała widząc co się dzieje, Albus wstał otwierając usta w niedowierzaniu, a Snape krzyknął:


-GRANGER! Opanuj się!


Wyciągnęła ostrze z jego brzucha powodując jeszcze większe obrażenia. Krew kapała z ostrza na dywan. Rudzielec upadł, a czerwona ciecz wylewała się z jego brzucha w zastraszającym tempie.


-Nie…-szepnęła uśmiechając się obłąkańczo, w jej oczach błyszczało szaleństwo. Dopadła do swojej ofiary, jednak nie zdążyła nic zrobić, ponieważ odciągnął ją Severus.


-Dość.-powiedział cicho do jej ucha, mając nadzieje, że jak potraktuję ją normalnie, jak równą sobie to coś pomoże. Hermiona miała przyspieszony oddech i na chwilę przestała się wyrywać.


-Wystarczy.-szepnął, modląc się żeby ten idiota nawet nie próbował się odezwać. Znieruchomiała na sekundę.


-Nie. On musi zginąć!-wyrwała się z uścisku profesora i krzyknęła celując różdżką w chłopaka.-Mortaddin!*-czarny promień pomknął godząc w jego serce, ciało zaczęło czernieć, a kiedy czerń pochłonęła każdy skrawek jego ciała, wybuchł odrzucając wszystkich wokół do tyłu. To był pierwszy i ostatni raz kiedy można było zobaczyć na twarzy Severusa Snape'a przerażenie. Granger zaśmiała się i wyszła zanim ktokolwiek zdążył mrugnąć.


~~~


-Po tym incydencie nasza bohaterka zniknęła, ale nie zaprzestała swojej działalności z tą różnicą, że wszyscy wiedzieli kto zabija. Pojawiła się dopiero w dzień Bitwy o Hogwart…


~~~


Armia Voldemorta przełamała zaklęcia obronne szkoły i wkroczyła na Hogwardzkie błonia. Śmierciożercy byli zdziesiątkowani przez Panią Śmierci, bowiem tak ją nazywali w świecie czarodziei. Mimo to przewyższali liczebnością Zakon. Walka rozgorzała, ofiary było po jednej jak i po drugiej stronie, jednak to Śmierciożercy wygrywali. Do czasu… Mniej więcej po godzinie od przełamania zaklęć obronnych zamku na błoniach pojawiła się kobieta ubrana na czarno. Aportowała się w samym środku walki, stając po stronie Zakonu. Atakowała przeciwników z agresją używając najmroczniejszych zaklęć z dziedziny Czarnej Magii. Jej droga po polu walki była naznaczona ciągiem zmasakrowanych ciał. Kierowała się w stronę zamku.


Od czasu jej nadejścia szanse się wyrównały, a wręcz można by stwierdzić, że przewaga leżała po tej dobrej stronie. Niewielka aczkolwiek była. Pomogła Severusowi, którego atakowały cztery wielkie akromantule i dwóch Śmierciożerców.


-A więc wróciłaś.-stwierdził Snape, kiedy zorientował się od kogo nadeszła pomoc.


-Masz z tym jakiś problem ?-zapytała głosem w ogóle niepodobnym do znanego mu głosu najlepszej uczennicy Gryffindoru.


-Skądże.-odciął się i wrócili do walki.


Zbliżał się świt. Błonia i zamek zdawały się krzyczeć o rzezi, która miała miejsce w nocy. Ptaki nie śpiewały, wiatru nie było… Pozostali przy życiu członkowie Zakonu wyłapywali ostatnich walczących Śmierciożerców. Hermiona stała pośród zmasakrowanych ciał rozglądając się z drwiącym półuśmiechem, kiedy dotarł do niej trzask łamanej gałęzi. Odwróciła się i pobiegła w stronę dźwięku. Weszła w las i ujrzała poturbowanego Lucjusza próbującego oddalić się od pola bitwy.


-Malfoy!-zawołała go zimnym głosem, unosząc różdżkę. Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił zrezygnowany. Wysilił się na ostatni kpiący uśmiech w swoim życiu. Faktycznie był on ostatni jednak nie w taki sposób jaki się spodziewał.


-Radziłabym ci szybciej uciekać jeśli chcesz przeżyć.


Lucjusz spojrzał na nią próbując zrozumieć dlaczego to robi. Hermiona rzuciła mu jakąś różdżkę znalezioną na pobojowisku. Złapał ją, skinął głową w geście podziękowania i uleczył nogę znikając między drzewami.


~~~


-Wtedy ostatni raz ją widziałem… Z tego co udało mi się dowiedzieć zabiło ją Ministerstwo tuszując całą sprawę i wydając dekret zakazujący używania jej imienia, pisania o niej w podręcznikach lub jakichkolwiek kronikach pod karą dożywocia w Azkabanie. Nie było pogrzebu, nie było zniczy, nikt się nie pofatygował mimo tego, że to ona przyczyniła się do zwycięstwa Zakonu Feniksa. I oni niby są tymi „dobrymi”... Czarna Magia zaczęła być karana śmiercią. Szkoda, że nie stanęła wtedy po naszej stronie…-starzec westchnął i popatrzył po arystokratycznych dzieciach.-Pamiętajcie o niej, przekazujcie tę historię dalej, bowiem ona stała się symbolem Czarnej Magii, ona stała się Czarną Magią, poziom który osiągnęła przewyższył nawet Czarnego Pana…


-Panie Malfoy?-odezwała się latorośl Parkinsonów.


-Tak?


-Skąd pan to wszystko wie?


-Mój dobry przyjaciel, Severus, opowiedział mi wszystko przed śmiercią, wiedział o niej od początku..


Nastała chwila ciszy dopóki nie odezwał się najmłodszy ze zgromadzonych czarodziei i czarownic, młody Zabini.


-Dlaczego ma pan te okropne kajdany na nogach?


-Dlatego młody czarodzieju, że „pokutuję” za uprawianie Czarnej Magii.


-Ale przecież mówił pan, że Czarna Magia jest karana śmiercią.


-Tak to prawda, jednak dzięki moim wpływom udało mi się wywalczyć dożywotni areszt domowy, ale dzięki temu mogę przekazywać historię Pani Śmieci, Arcymistrzyni Czarnej Magii, dalej…


-Ona była szlamą.-powiedziała młoda Greengras z obrzydzeniem.


-Tak, niestety… Ale Czarny Pan również nie był czystej krwi. Musimy pamiętać, że czystość krwi jest naszą wizytówką, a szlamy należy potępiać, jednak ta historia uczy nas, że istnieją wyjątki…


__________


*Mortaddin – potężne zaklęcie uśmiercające, wywodzi się z najniebezpieczniejszej części Czarnej Magii. Niewielu czarnoksiężników odważyło się go użyć, ponieważ do zaklęcia potrzebna jest bardzo duża siła woli i ogromny zapas mocy i energii.





wtorek, 27 października 2015

Alter Ego część I







OSTRZEŻENIE


W tej miniaturce zabiłam kanon na wszelkie możliwe sposoby, więc ostrzegam uczulonych na takie rzeczy.


Dedykuję tą miniaturkę Amandzie :*


Arystokratka














-Hermiona Granger. Inteligentna czarownica, cicha z przeciętną urodą, niezbyt lubiana, wykorzystywana jako podręczna encyklopedia. Szara myszka, cicha woda, niewidzialna dla płci przeciwnej jako kobieta. Figura ginie pod wynaciąganymi swetrami. Ulubione miejsce – biblioteka. Ulubienica nauczycieli. Prefekt Naczelny. Żyjąca w cieniu Harry'ego Pottera. Mugolaczka. Z pozoru nudna osoba, więc dlaczego opowiadam dzisiaj o niej? Ponieważ historia ta jest ciekawsza niż innych bohaterów wojennych i na pewno więcej wnosi, a nikt nie wspomniał o niej w podręcznikach. To Harry Potter i Ronald Weasley zajęli jej należne miejsce…-wokół starca siedział wianuszek młodych czarodziejów i czarownic z błyszczącymi od zaciekawienia oczami. Wszyscy czekali na dalszy ciąg.- Wszystko zaczęło się na siódmym roku w Hogwarcie, bitwa ostateczna zbliżała się nieubłaganie i nie zapowiadało się na zwycięstwo Zakonu…


~~~


Brązowowłosa kobieta krzątała się po domu swoich rodziców zbierając ostatnie rzeczy, które potrzebowała do szkoły. Było tydzień przed końcem wakacji, ale Hermiona umówiła się z dyrektorem, że przyjmie ją wcześniej, ponieważ potrzebowała czasu by przeprowadzić badania, a do tego potrzebna jej była szkolna biblioteka. Oczywiście była to tylko przykrywka, Granger nie była głupia i wiedziała, że nie wygra wojny Drętwotą. Skończyła pakowanie i zeszła na dół pożegnać się z rodzicami.


Kilka minut później pędziła już w umówione miejsce z którego miał odebrać ją jakiś nauczyciel. Skręciła w ciemny zaułek. Zobaczyła postać odzianą na czarno w nietypowy dla mugoli strój. „Snape” przeszło jej przez myśl, jednak nie zraziła się tym, wręcz przeciwnie, podeszła pewnie.


-Profesorze?


-Jesteś wreszcie.-warknął Nietoperz i podał jej świstoklik. Chwyciła go i poczuła znajome szarpnięcie w okolicy pępka, chwile później znalazła się na obrzeżach Hogsmeade, za nią Severus. Ruszyli w milczeniu. Przez całą drogę żadne z nich się nie odezwało, każde było pogrążone w swoich myślach. W bramie wejściowej zamku czekał na nich Dumbledore wraz z McGonnagall.


-Dyrektorze, pani profesor.-skinęła im głową.


-Witaj panno Granger.-powiedział dobrotliwie Albus-Jako, że jesteś Prefekt Naczelną i będziesz miała swoje prywatne dormitorium, pokaże ci je dzisiaj i tam cie ulokujemy. Życzę owocnych badań.


-Dziękuje, profesorze.


Opiekunka Gryffindoru zaprowadziła ją do dormitorium i udzieliła kilka wskazówek dotyczących, posiłków i ciszy nocnej. Pożegnały się, a Hermiona weszła do nowego pokoju i zaczęła rozpakowywanie się.


Wieczorem po kolacji poszła do biblioteki i skierowała się do Zakazanego Działu. Odnalazła potrzebne księgi i skopiowała najważniejsze rozdziały. „Czarna Magia – wprowadzenie”, Czarna Magia dla początkujących”, „Magia Wojenna bez tajemnic” tak brzmiały tytuły ksiąg, którymi interesowała się czarownica…


~~~


-Jesteście w szoku?-staruszek uśmiechnął się-Taaak, ja też nieźle się zdziwiłem, kiedy się dowiedziałem. Jej nauka trwała kilka pierwszych miesięcy szkoły, nikt nie zdziwił się tym, że Hermiona znika na całe dnie i noce, dla wszystkich było oczywiste, że zakuwa. W końcu w tym roku mieli zdawać OWT-emy. Jednak, kiedy zaczęła znikać i często wracać poobijana lub ranna, zaczęły się podejrzenia…


~~~


Wybiła godzina druga w nocy, a Granger dopiero wracała do dormitorium, utykała i miała rozcięty łuk brwiowy. Nie przejmowała się tym bywało gorzej, a ona musi być gotowa! Do świąt musi być gotowa, a to tylko miesiąc! Do rzeczywistości przywróciło ją zderzenie się z kimś, odruchowo wyciągnęła różdżkę i przybrała pozycję umożliwiającą jej atak jak i obronę. Dopiero po chwili zorientowała się, że przygląda jej się zaskoczony Snape i Dumbledore. W sekundzie opuściła różdżkę i zrobiła skruszoną minę uczennicy przeklinając się w myślach za swoją nieuwagę.


-Panna Granger? Co pani tu robi?-odezwał się dyrektor.


-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego która jest godzina?-wycedził opiekun Slytherinu.-Minus 20 punktów od Gryffindoru.


-Ja…-udała przerażoną i smutną-Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.


-Wierzę pani, panno Granger, a teraz proszę niezwłocznie wrócić do swojego dormitorium.


Potulnie spuściła głowę , zacisnęła zęby i udała się w stronę swojego pokoju ignorując ból w nodze szła prosto, nie utykając, żeby nie wzbudzić podejrzeń.


~~~


-Od tamtej pory Severus, zaczął uważniej przyglądać się poczynaniom młodej Gryfonki. Hermiona podwoiła wysiłki, ale także czujność, dlatego profesor nie miał zbyt wielu okazji by zaobserwować coś co wzbudziłoby jego podejrzenia, jednak miał wiele czasu aby snuć swoje teorię… Tego dnia nasza bohaterka miała swego rodzaju próbę, pierwsze zlecenie…


~~~


Przemierzała korytarze szybkim krokiem, śpieszyła się. Dziś miała się sprawdzić.


-Hermiona!-doszedł ją głos Harry'ego, nie zatrzymała się udając, że nie słyszy.


-HERMIONA!-zagrzmiał Ron. Musiała ulec, zatrzymała się.


-Śpieszę się.-odezwała się kiedy do niej dotarli.


-Miłe powitanie.-powiedział Weasley.


-Miona? Co się dzieje? Prawie się nie widujemy, nie spędzamy razem czasu.-zaczął Harry. „No świetnie! Musieli to sobie uświadomić akurat dziś?!”. Pomyślała rozdrażniona.


-Co ty nie powiesz? Harry NAPRAWDĘ się śpieszę.-powiedziała zirytowana.


-Co jest ważniejsze od nas?-zapytał urażony i jednocześnie zaskoczony postawą przyjaciółki Ron.


-Chociażby nauka.-odcięła się i zaczęła odchodzić w nadziei, że za nią nie pójdą.


-Hermiona!-zawołał Harry.


-NIE! DAJCIE WY MI ŚWIĘTY SPOKÓJ!-odwróciła się i odeszła szybkim krokiem, pozostawiając za sobą zszokowanych przyjaciół. Całej sytuacji przyglądał się Snape. Czuł, że to ten moment, jedyna okazja żeby dowiedzieć się co kombinuję Panna-Wiem-To-Wszystko-Granger.


Wyszła z zamku mając dziwne przeczucie, że coś jest nie tak, nie zdawała sobie sprawy, że śledzi ją Mistrz Eliksirów. Przemierzyła błonia i weszła do Zakazanego Lasu, podeszła do wielkiego buka i wyciągnęła z dziupli czarny worek. Zdjęła szaty ucznia, pod którymi miała tylko czarne obcisłe spodnie, wygodne czarne buty i czarną bokserkę. Z worka wyciągnęła pelerynę z głębokim kapturem i zarzuciła ją na siebie chowając szaty z powrotem do dziupli. Naciągnęła kaptur na głowę tak, że widać było tylko zarys szczęki, usta i czubek nosa. Severus obserwował ją z ukrycia. Kiedy była gotowa poszła do Hogsmeade, skąd skierowała się do Gospody Pod Świńskim Łbem. Tam skorzystała z kominka właściciela i przeniosła się do Dziurawego Kotła. Wyszła na Pokątną i przemknęła na ulicę Śmiertelnego Nokturnu, co raz bardziej zaintrygowany Snape podążał jej śladami. Szła zwinnie i pewnie jak nigdy, gdyby nie wiedział, że to jest Hermiona Granger nigdy by się nie zorientował, zwłaszcza, że przebywała w TAKIM miejscu. Przemierzała sobie tylko znaną trasę jakby znała to miejsce na pamięć, może właśnie tak było… Zatrzymała się przed jakąś ruderą i rozglądając się weszła do środka, nauczyciel eliksirów nie miał innego wyboru jak zaczaić się i czekać, nie mógł wejść do budynku niezauważony. Na jego szczęście nie musiał długo czekać, już po kilku minutach wyszła z kimś, również zamaskowanym, u boku. Przeszli kilka przecznic dalej i zatrzymali się w ciemnym zaułku. Mistrz Eliksirów ukrył się tak żeby wszystko dobrze słyszeć.


-No gadaj.-powiedziała oschle Hermiona.


-Masz pieniądze?-cienki męski głos doszedł uszu opiekuna Slytherinu.


-Najpierw informacje.-rozkazała ostrym tonem.


-Znajdziesz go w Whiletshire kilka domów na północ od posiadłości Malfoy'ów.-oznajmił mężczyzna drżącym głosem.-Pieniądze.


-Masz tu połowę kwoty, jeśli twoje informacje są prawdziwe dostaniesz drugie pół, jednak jeśli nie…-nie dokończyła pozostawiając resztę wyobraźni swojemu rozmówcy. Odwróciła się i odeszła powiewając peleryną mruknęła pod nosem:


-A więc do Whiletshire…

Prorok Codzienny

Lucmione zostało usunięte ze wzglęu na to, że autorka pomysłu postanowiła kontynuować swoje dzieło.
Pozdrawiam
Arystokratka