niedziela, 15 listopada 2015

Mroczne Czasy Rozdział 1

Aportowała się w Whiletshire. Nie spodziewała się wpaść na nikogo, ani tym bardziej alarmu, który właśnie budził wszystkich mieszkańców wioski. Ruszyła biegiem przed siebie szukając schronienia.
Tutaj!-syknął ktoś zza płotu, bez namysłu przeskoczyła przez bramę i pobiegła, za jej tajemniczym wybawicielem. Dopiero kiedy drzwi frontowe zatrzasnęły się za nią odetchnęła z ulgą i spojrzała w kierunku mężczyzny. Zamurowało ją. Znowu on! Uśmiechnęła się krzywo, ciekawe czy ją rozpozna?
Przyglądał się kobiecie, którą wpuścił do swojego domu. Zastanawiał się czemu to zrobił, tydzień temu zdjęli mu łańcuchy i założyli barierę wokół jego ogrodów, a on już się pcha w kolejne bagno. Coś jednak kazało mu wyjść i zapewnić jej schronienie, to był w pewnym sensie taki jakby odruch, impuls. Lustrował ją od dołu do góry, zatrzymał wzrok na twarzy. Gdzieś już ją widział, tego był pewien, ale nie mógł dopasować do niej żadnego nazwiska.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem w ciszy, którą postanowił przerwać Lucjusz. Wiedziony czystą ciekawością zapytał:
Jak się nazywasz?
Vivien Soreness.
Dostał olśnienia, teraz, kiedy usłyszał jej głos.
Vivien?-uśmiechnął się kpiąco-A nie Herm…-nagle jej ręka zatkała mu usta, a jej oczy błyszczały niebezpiecznie.
Zgłupiałeś?!-wysyczała-Jeszcze ktoś usłyszy!
Jej serce biło szybko. Była wkurzona i jednocześnie przerażona. Zastanawiała się co ma zrobić, nie wiedziała czy może mu zaufać. Bądź co bądź dowiedział się, że wróciła. Będzie wypytywał to oczywiste, ale czy ona będzie odpowiadać? Zerknęła przelotnie na niego, wydawał się myśleć nad czymś. Miał zmarszczone czoło i ściągnięte brwi. Przyjrzała mu się dokładniej. Dopiero teraz zauważyła, że na jego twarzy nie było już widać niegdysiejszej pogardy i nienawiści. Styl jednak pozostał niezmienny, czarne ubrania z drogich materiałów, srebrne spinki do mankietów, guziki zdobione w wężowe głowy. Rozejrzała się po holu. Czarny marmur, wielkie gobeliny przedstawiające przodków Malfoy'a, Salazara i innych wielkich czarodziejów. Tu i tam powtarzał się motyw węża, symbolizujący ich czystość krwi i przynależność do Slytherinu, nie było jednak tego na tyle dużo, by uznać to za obsesję. Zmienił się, to było widać, czym była ogromnie zdziwiona. Z rozmyślań wyrwał ją głos Lucjusza:
Dlaczego wróciłaś?-zapytał w duchu przeklinając swoją ciekawość i uświadamiając sobie w jak wielkie bagno się wpakował, ale przecież nie wyrzuci jej teraz, kiedy podał jej pomocną dłoń. Nie poznawał siebie, co się stało? Dlaczego aż tak się zmienił? Czyżby jeden z pozoru nic nie znaczący uczynek dziewczyny tak drastycznie go odmienił? Niemożliwe. Spłacił już dług, więc nie ma powodu aby teraz jej pomagać. Poza ciekawością i chorą fascynacją Czarną Magią. Czuł, że przez nią znowu założą mu łańcuchy, ale postanowił, że się nie wycofa.
A jak myślisz?-odparła patrząc na niego tymi smutnymi oczami, wciąż biła się sama ze sobą o to, czy może mu zaufać, wiedziała, że jeden maleńki błąd, może kosztować ją życie.
Szukasz zemsty?
Kiwnęła głową. Zapadła między nimi cisza, każdy kalkulował zyski i straty jakie może ponieść z utrzymania tej znajomości. Stali tak dobre kilka minut pogrążeni we własnych rozmyślaniach. Niczym niezmąconą ciszę przerwał nagły grzmot i bębnienie deszczu o parapety. Wzdrygnęła się wracając do rzeczywistości. Popatrzyła blondynowi prosto w oczy.
Mogę ci zaufać?-zapytała cichym, ale pewnym głosem. Nie odwrócił wzroku, chociaż był zaskoczony pytaniem. Nie spodziewał się takiej otwartości, mimo wszystko kiwnął głową. Poprowadził ją do salonu, a skrzat odebrał od niej płaszcz i przyniósł im Ognistą Whiskey.
Szklaneczkę?-zapytał z pozoru niewinnie, w odpowiedzi otrzymał jedynie kiwnięcie głowy i uśmiech, kiedy odbierała szklankę. Rozglądnęła się po salonie.
Był obszerny i, o dziwo, nie było w nim motywów z wężami. Tak samo jak hol, był z czarnego marmuru. Na północnej ścianie królował wielki kominek, w którym wesoło trzaskał ogień, rozświetlając i ogrzewając pomieszczenie. Nad nim wisiał wielki portret Abraxasa, ojca Lucjusza. Zasłony i fotele były koloru ciemnej zieleni, a meble ze szlachetnego dębu. Były pokryte licznymi zdobieniami rzeźbiarskimi, a styl w jakim były wykonane świadczył o wartości historycznej i materialnej. Takie antyki z pewnością nie należą do najtańszych. Podziwiając wystrój nawet nie zorientowała się kiedy wypiła całą szklankę.
Malfoy obserwował ją sącząc swoją porcję whiskey. Ta kobieta była dla niego zagadką, niebezpieczną tajemnicą, którą pragnął poznać. Czekał na jej ruch, domyślał się, że po dwóch latach ciągłej ucieczki i ukrywania się, nie będzie zbyt rozmowna, a narzucaniem się mógłby ją spłoszyć. Nareszcie pojawiło się coś ciekawego w jego monotonnym życiu, skupiającym się głównie na czytaniu i rozmowach ze znajomymi. Teraz doszły jeszcze spacery po ogrodzie, wcześniej nie miał takiej możliwości. Mimo wszystko nie zamierzał przepuścić takiej okazji. Nie zmienił się jednak tak bardzo jak myślał, uśmiechnął się do siebie, przyglądając się jak czarnowłosa podziwia jego salon.
Jeśli chcesz możesz się u mnie zatrzymać-zaproponował czekając na reakcję.
A Draco i Narcyza?-spojrzała na niego. Zaintrygował ją. Nie przywykła do Malfoy'ów proponujących pomoc, a już na pewno nie bezinteresownie. Wiedziała, że już nie jest taki jak kiedyś, ale również miała pewność, że nie stał się człowiekiem idealnym. Próbowała go przejrzeć, lecz nie dopatrzyła się niczego, prócz ciekawości.
Syn wyprowadził się ze swoją żoną, Astorią, a Cyzia nie żyje od roku-oznajmił to z takim spokojem, z taką prostotą jakby mówił o pogodzie. Kolejny dowód na to, że wcale tak bardzo się nie zmienił.
Wybacz.
Nie mam czego.
W takim razie zostanę… Na jakiś czas…-odwróciła głowę do okna, deszcz ustał, a księżyc nieśmiało wynurzał się zza chmur.
Uśmiechnął się do siebie, wygrał pierwszą rundę.

czwartek, 12 listopada 2015

Mroczne Czasy - Prolog






Kontynuacja Alter Ego w postaci krótkiego opowiadania.
Zapraszam i pozdrawiam.
Arystokratka
Beta: Blanda OC



Dochodziła północ, a na ulicach magicznego Londynu panował mrok. W powietrzu czuć było nieprzyjemną wilgoć spowodowaną niedawnym deszczem. Brukowanymi ulicami spływała mętna, brudna woda, natomiast niebo było pokryte ciemnymi, burzowymi chmurami.
Wysoka, odziana na czarno postać szła środkiem drogi. Dźwięk podeszw uderzających o beton, rozdzierał ciszę jesiennej nocy. Zatrzymała się przed ponurą bramą i zerknęła na wygrawerowany nad nią napis. Cmentarz im. Albusa Dumbledora. Głośne skrzypnięcie zawiasów wystraszyło siedzące nieopodal kruki.

Przybysz mijał groby, wykonane z czarnego marmuru ze złotymi napisami. Wszyscy spoczywający tutaj polegli w jednym, pamiętnym dniu. Kilka dni po II Bitwie o Hogwart w 1998 roku, czyli dokładnie dwa lata temu.
Cmentarz wyglądał na zaniedbany. Wszędzie leżały nadgniłe liście, niektóre groby, zapomniane przez bliskich, były pokryte brudem. Inne zarosły tak, że nie można było odczytać imienia i nazwiska spoczywającego tam czarodzieja. Wiatr poruszał wiekowymi dębami zrzucając z nich resztki zeschłych liści, które zaścielały ścieżkę.
Zatrzymała się na środku przy kamiennej tablicy, pokrytej napisami. Nie wszystko dało się odczytać, większość została wyżarta przez kwaśne deszcze. Wyraźnych pozostało tylko kilka wyrazów: Ku pami... aurorów... dnia 6 maja... przestrogą... Czarnej Ma...
Podmuch wiatru zrzucił kaptur, ukazując kobiecą twarz, która mimo swojego, niewątpliwie młodego wieku, emanowała smutkiem oraz tajemnicą. Rozglądnęła się, wracając myślami do tamtego, pamiętnego dnia.
Uciekała przed aurorami, wydawało się, że goniło ją całe Biuro, a za co?! Za uratowanie świata czarodziejów?! Cóż za ironia... Skręciła w prawo, rzucając za siebie paskudną klątwę. Zatrzymała się gwałtownie. Ślepy zaułek! Odwróciła się, obserwując otaczających ją wrogów. Czuła narastającą frustracje, gniew, irytacje. Wyciągnęła różdżkę przed siebie, wiedziała, że sama ich nie pokona, było ich zbyt wielu. Nie podda się bez walki! Zabierze ze sobą tylu, ilu zdoła. Walka rozgorzała, Hermiona miotała czarnomagicznymi klątwami na prawo i lewo, siejąc spustoszenie.
Po dwóch godzinach zaczęła opadać z sił. Ucieczka ją osłabiła, a także zaklęcia, które w nią trafiły. Nagle poczuła, jak coś w środku niej się buntuje. Nie miała czasu, aby się nad tym zastanowić, działała pod wpływem impulsu. Wypuściła magiczny patyk z dłoni, nie miała pojęcia dlaczego, po prostu czuła, że tak trzeba. Wtedy z jej ust wydobył się ciąg dźwięków, które składały się w dziwną inkantacje w nieznanym jej języku. Nie rozpoznawała swojego głosu, chwilę po zakończeniu litanii nastąpił wybuch czarnego, gęstego dymu. Kobieta upadła na ziemię, tracąc przytomność. Ostatnie, co zobaczyła to zwęglone kości aurorów. W promieniu kilometra nie ostała się żadna żywa dusza.
Obudziła się. Znajdowała się w ciemnym, cuchnącym stęchlizną pomieszczeniu, nie było okien. Zapewne podziemia. Usiadła. Podszedł do niej jakiś mężczyzna. Podniosła głowę, mrużąc oczy.
— Lucjusz?
— Tak.
— Co tu robisz? Co ja tu robię?
— Spłacam dług — kiwnął głową, wskazując ubrania leżące na krześle i posiłek stojący na stole — Żegnam.
Wróciła do rzeczywistości. Pamiętała, jak potem czytała Proroka Codziennego, w którym mowa była o dekrecie mówiącym o niej, jak obarczyli ją wszystkim, mimo, że to dzięki niej żyli! Złość sprzed dwóch lat, kiedy to musiała uciekać z kraju powróciła, znacznie silniejsza.
Zarzuciła kaptur, kierując się do wyjścia z cmentarza. W tym momencie dzwony obwieściły północ. Nikt nie może się dowiedzieć, że powróciła. Nikt. Opuściła to zapuszczone miejsce i przyspieszyła, chowając się w cieniu budynków. Chmury rozeszły się, ukazując srebrną, okrągłą tarczę księżyca.
Otuliła się ciaśniej płaszczem i przyspieszyła kroku. Niespodziewanie zza winkla wyszło dwoje czarodziejów, gwałtownie spuściła głowę w dół.
— Hej maleńka!-zawołał jeden z mężczyzn.

Nie zareagowała, szła naprzód.
— Głucha jesteś?-krzyknął drugi, kierując się w jej stronę. Przeklęła cicho i przygotowała różdżkę.
— Daj spokój Nott, nie mamy czasu.
Czarodziej zatrzymał się i po kilku sekundach wahania zrezygnował z „pościgu”. Odetchnęła, skręciła w prawo do jakiegoś zaułka. Wiatr zsunął kaptur z jej głowy i rozwiał włosy. Zatrzymała się i popatrzyła na swoje odbicie w brudnej szybie opuszczonego budynku.
Zobaczyła średniego wzrostu kobietę o mocno zarysowanej szczęce i smutnych, brązowych oczach z czającą się w głębi mroczną tajemnicą. Czarne włosy podkreślały bladość jej cery. Smukła sylwetka, ukryta pod czarną peleryną, wyprostowana, dumna postawa ciała. Czarodzieje wrażliwi na fale magiczne wyczuliby rozchodzącą się wokół jej postaci mroczną potęgę. Wszystko to łączyło się w wizerunek dumnej kobiety emanującej głębokim, przeszywającym smutkiem. Wszystko to tworzyło ją, Vivian Soreness, kiedyś Hermionę Granger.
W odbiciu ujrzała stary, wyblakły plakat wiszący na przeciwległej ścianie. Odwróciła się i lekko uśmiechnęła. Nagłówek głosił: Siostra Śmierci wróci! Pod spodem widniała jej podobizna wybijająca członków Zakonu Feniksa. Spojrzała na datę. Wisiał tu już ponad rok. Coś ją tknęło, kiedy tak patrzyła na scenę z plakatu.
Może to właśnie jej czas? Czas jej zemsty? Może to ostatnia chwila na zmiany?
Zaczęło padać. Kobieta naciągnęła kaptur i deportowała się do Whileshire.

niedziela, 1 listopada 2015

Korytarz




Biegała po labiryncie szukając wyjścia. Bała się. Jej oddech był przyspieszony, wręcz paniczny. Z każdej strony otaczały ją złowrogie murowane ściany z umocowanymi pochodniami w dużych odstępach, rzucały nikłe, żółte światło tylko miejscami. Brakowało powietrza, dusiła się tu. Nie pamiętała jak tu trafiła, wydawało jej się, że korytarze szydzą z niej ukrywając wyjście. Wtem zobaczyła nikłe, jasne światełko. „Jeszcze jedna prosta, dam radę, dam radę...” Przyspieszyła, już było czuć świeże powietrze i znowu to samo, przed nią wyrosła gruba ściana odgradzając od wyjścia. Wrzasnęła a kiedy echo jej krzyku ucichło dotarł do niej cichy męski śmiech. Szyderstwo, pogarda, rozbawienie wszystko to uderzyło w nią z wielką siła mimo że śmiech był cichy. W jej oczach zaczaiły się łzy. Doszedł ją odgłos kroków, stała nieruchomo rozglądając się jak zastraszone zwierzę zagonione w kąt. Z mroku wyłonił się wysoki mężczyzna ubrany cały na czarno, miał na sobie maskę, tylko jasne, platynowe włosy odcinały się wśród ciemności. Korytarz był długi i nie miał żadnych odnóg w promieniu stu metrów, nie miała szans na ucieczkę. Zza Śmierciożercy wyłoniła się kobieta nieco niższa od swojego towarzysza. Miała czarne kręcone włosy, które zlewały się z jej suknią. Twarz miała wykrzywioną obrzydzeniem i szyderstwem. Zaśmiała się głośno i zapytała mężczyzny głosem dziecka, które dostało wspaniałą zabawkę, lecz nie wie jak jej użyć.

-Lucjuszu, co z nią zrobisz?-była wyraźnie podekscytowana.

-To prezent dla ciebie Bello…-jego głos był niski i władczy.

Obudziła się z wrzaskiem i rozejrzała wokół przerażona, kiedy zobaczyła, że jest w swoim domu odetchnęła. Co noc to samo, ten sam koszmar… Nigdy nie uwolni się od przeszłości. Wstała i zeszła na dół do łazienki. Po odprężającej kąpieli doprowadziła się do porządku i postanowiła wyjść na zakupy nie rozmyślając już o wydarzeniach sprzed sześciu lat. Weszła do kominka i rzuciła garść proszku krzycząc:

-Na Pokątną!

Pochłonęły ją zielone płomienie i już po chwili znalazła się na zatłoczonej ulicy. Ruszyła szybkim krokiem do Madame Maklin. W chwili przekroczenia progu dopadła do niej jakaś nowa pomocnica właścicielki zasypując ją milionem pytań i ofert. Nie słuchała jej, przyszła tu w konkretnym celu.

-Przyszłam po zamówienie.-oświadczyła spokojnie z uprzejmym uśmiechem. Odebrała suknie i zapłaciła za nią. Wyszła ze sklepu. Otoczył ją gwar czarodziei, ruszyła w stronę księgarni, kiedy ktoś przed nią wyrósł jakby z podziemia, przez co wpadła w nieznajomego. Podniosła głowę żeby przeprosić i wtedy odrzuciło ją. To był ON. „LUCJUSZ!”. Ogarnęła ją panika, nie wiedziała w którą stronę ma iść. W końcu odwróciła się i ruszyła biegiem przed siebie, byle jak najdalej. Odprowadzał ją jego szyderczy śmiech. Pędziła ile sił w nogach, zatrzymała się dopiero wtedy, gdy zabrakło jej tchu. Osunęła się po ścianie. Zakręciło jej się w głowie. „Nie...” . Znowu znalazła się w ciemnym korytarzu.

Leżała na ziemi we własnej krwi wszystko ją paliło. Łzy spływały strumieniami.

-Proszę Lucjuszu, twoja kolej.-zaśmiała się kobieta.

-Skoro nalegasz.

Wyciągnął różdżkę z laski zdobionej srebrną głową węża. Podszedł, a ona jęknęła, nie wytrzyma więcej tortur.

-Crucio!

Jej ciało zaczęło wyginąć się pod różnymi kątami, a krzyk niósł się echem w tym przeklętym korytarzu. Przerwał zaklęcie. Śmiech jego towarzyszki nie miał nic wspólnego z człowiekiem zdrowym na umyśle. Nie usłyszała kolejnego zaklęcia, ale bardzo dobrze je zapamiętała. Efekty klątwy dawały jej się we znaki jeszcze przez następne dwa lata. Zrobiło jej się ciemno przed oczami i poczuła jakby ktoś rozrywał jej płuca od środka. Krew wyciekła z jej ust, nie mogła złapać oddechu zaczęła się dusić. Zaczęła się godzić z myślą o śmierci, kiedy wróciła zdolność oddychania. Zachłysnęła się powietrzem na chwilę zapominając o swoich oprawcach. Zapomnienie jednak nie trwało długo… Poczuła ostry przeszywający ból w dolnej części brzucha, otworzyła oczy. Zobaczyła jak wyciąga długi sztylet z jej podbrzusza i wyciekającą z rany krew. Krzyczała nawet nie będąc tego świadoma, jej umysł wypełnił się myślami o skutkach tego ciosu. Poczuła oddech na szyi, przekręciła lekko głowę. Patrzyły na nią stalowoszare oczy, bardzo przypominały jej wzburzony ocean.

- To dopiero początek…-szepnął jej do ucha i rzucił kolejną klątwę.


sobota, 31 października 2015

Alter Ego część II







Kiedy dotarła do Whiletshire zlokalizowała dwór Malfoy'ów i udała się na północ. Panował półmrok, dzięki któremu była mniej widoczna i mogła swobodnie poruszać się niezauważona. Odnalazła właściwy dom. Podkradła się pod okno dyskretnie zaglądając do środka. Pusto.


Snape przyjrzał się posiadłości, a kiedy jego umysł dopasował do niej właścicieli jego oczy rozszerzyły się do wielkości galeonów. „Rosierowie...”.


Otworzyła okno prostym zaklęciem i weszła do domu. Skradała się z różdżką w jednej ręce i sztyletem w drugiej, poruszała się zwinnie niczym drapieżny kot podczas polowania.


Otrząsnął się i skierował do drzwi wejściowych, zapukał i wszedł zaproszony przez skrzata domowego. Powitało go państwo Rosier.


-Co cię sprowadza Severusie?-zapytał Evan.


-Macie mordercę w domu.-oznajmił bezceremonialnie szpieg Zakonu Feniksa.


-Co? Skąd wiesz?


-Widziałem jak wchodzi przez okno od południowej strony.


W tym momencie do holu wbiegła Hermiona, wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Jej nadgarstek płynnym i celnym ruchem posłał sztylet w panią Rosier trafiając prosto w serce, upadła bez życia na posadzkę nie wydając nawet najmniejszego jęku. Błękit jej sukni zakłóciła rosnąca z każdą sekundą plama krwi, która pochłaniała materiał i ściekała na posadzkę. Z sekundy na sekundę tworzyła nowe, szkarłatne wzory nieubłaganie przypominając o ulotności życia. Evan odwrócił się z wyciągniętą różdżką, a na jego ustach już formułowało się mordercze zaklęcie, jednak dziewczyna była szybsza. Zielony promień ugodził Rosiera w klatkę piersiową. Upadł obok swojej żony. Na jego twarzy malowało się przerażenie wymieszane z zaskoczeniem. Severus stał nieruchomo nie mógł ujawnić, że wie kim jest zabójca, bo najprawdopodobniej skończył by tak samo. Obserwował jej poczynania z najwyższą czujnością.


Podeszła do pani Rosier i wyciągnęła swój sztylet. Wytarła o koniec swojej peleryny. Kaptur nadal zasłaniał jej twarz, więc nie obawiała się zdemaskowania. Schowała nóż do pochwy i wyszła frontowymi drzwiami nie zwracając większej uwagi na swojego nauczyciela. Wyszła na ulice i deportowała się na obrzeża Hogsmeade. Ruszyła biegiem do zamku, musi pojawić się na kolacji żeby nie wywołać, niepotrzebnych jej, podejrzeń. Dotarła do Zakazanego Lasu i szybko zmieniła pelerynę na szkolne szaty. Kilka minut później szła już korytarzami Hogwartu, kierując się do Wielkiej Sali. Weszła przyjmując pozę zmęczonej nauką uczennicy. Usiadła przy stole Gryffindoru i nałożyła sobie trochę pasztecików dyniowych.


~~~


-Na następny dzień w Proroku Codziennym pojawił się artykuł o morderstwie Rosierów, jednak nikt się tym specjalnie nie przejął, w końcu to byli Śmierciożercy. Kiedy w przeciągu miesiąca już wszystkie gazety huczały o tajemniczym i nieuchwytnym zabójcy Zakon postanowił się tym zainteresować…


~~~


Zebranie miało odbyć się w Norze, Hermiona nie była z tego powodu zadowolona, ale nie mogła się wymigać, nie odkąd stała się pełnoprawnym członkiem. Narzuciła na siebie jakąś szeroką bluzę i szare dresy, była północ, nie zamierzała się stroić zresztą nie miała dla kogo. Związała włosy i powędrowała do gabinetu dyrektora. Stamtąd mieli przenieść się do domu Weasley'ów.


Zapukała i weszła witając się z nauczycielami lekko zaspanym głosem, większość uśmiechnęła się na ten widok, jednak Snape nie mógł w to uwierzyć. Był pewien, że to ona zabijała tych Śmierciożerców, szmalcowników i innych podejrzanych o współprace z Czarnym Panem typków, a jednak teraz wyglądała tak niewinnie i zwyczajnie. Zastanawiał się jak ona to robi i jak będzie się zachowywać na zebraniu, w końcu jakby nie patrząc ona jest głównym powodem jego zwołania.


Wszyscy po kolei znikali w szmaragdowych płomieniach, nadeszła jej kolej. Wzięła garść proszku i wykrzyczała nazwę domu rudzielców, w ostatniej sekundzie posłała upiorny uśmieszek Severusowi, który komponując się z okalającymi ją płomieniami utworzył całość wywołującą dreszcze.


„Ona wie, że ja wiem!”. Dotarło do Mistrza Eliksirów, nie żeby się jej obawiał, ale to jednak ryzyko.


Kiedy wszyscy już zebrali się w powiększonym salonie zaczęła się dyskusja i wzajemne przekrzykiwanie. Granger usiadła w kącie na krześle i owinęła się zielonym kocem, sprawiała wrażenie jakby miała to wszystko gdzieś i najchętniej poszłaby spać. Jednak słyszała i rejestrowała każde słowo, zauważyła, że profesor eliksirów ją obserwuje dyskretnie dla innych, dla niej otwarcie.


-Myślę, że to może być ktoś z nas, tylko ukrywa się ze względu na konsekwencję prawne.-oznajmił Moody przykuwając tym uwagę dziewczyny.


-Niby kto?-zapytał sceptycznie Kingsley.


-Skąd mam widzieć, skoro zabójca nie zostawia nawet najmniejszych śladów?-warknął Szalonooki.


-Więc na jakiej podstawie oskarżasz kogoś z nas?-odezwała się Hermiona opanowanym i spokojnym głosem.


-Na takiej, dziewczynko, że morderca zna nasz schemat działania!


-Spokojnie Alastorze.-próbował załagodzić sytuację Albus.


W czarownicy zagotowało się.


-Dziewczynko? Tak się składa, że ta dziewczynka odwala żmudną robotę dla leniwego Zakonu-warknęła, a wszyscy popatrzyli na nią w szoku. Po pierwsze Hermiona nigdy się tak nie zachowywała, po drugie nigdy nie narzekała na swoje obowiązki. Ron popatrzył na Złotego Chłopca wzrokiem „a nie mówiłem?”.


-Jeśli nie nadążasz nad rozpracowywaniem kodów i warzeniem eliksirów przydzielimy ci kogoś do pomocy.-powiedziała profesor McGonnagall.


-Minerwo nie mamy ludzi…-zaczął delikatnie dyrektor.


-Nie potrzebuje pomocy! Zwracam uwagę na waszą bezsilność! Jak zamierzacie pokonać Sami-Wiecie-Kogo czytając wiadomości z Proroka?!-zirytowała się. Po jej słowach zapadła ciężka cisza, słychać było tylko zgrzytanie zębów Moddy'ego zwiastujące rychły wybuch wściekłości.


-Jak śmiesz?!-wybuchnął.


-Nie rozśmieszaj mnie...


-Jak śmiesz nas oskarżać!


-Czyżbym przydeptała twoje wybujałe ego mówiąc prawdę o waszej działalności?-zadrwiła.


-Ty... ty…-zrobił się cały czerwony, wszyscy podwoili czujność wyczuwając nadciągające kłopoty. Hermiona uśmiechnęła się kpiąco tym samym przełamując ostatnią barierę zdrowego rozsądku u Szalonookiego. Rzucił się na nią. Zrobiła zwinny unik co spowodowało wbicie się aurora w fotel, poderwał się jeszcze bardziej rozwścieczony i wyciągnął różdżkę.


-Drętwota!-grot zaklęcia mknął w Granger, jednak ona zablokowała atak z łatwością i posłała w jego stronę zaklęcie Confringo. Alastor uskoczył w bok, przez co klątwa trafiła w ścianę pozostawiając w niej wielką wyrwę.


-DOSYĆ!-krzyknął Albus i przytrzymał pałającego chęcią mordu Moody'ego. Severus przytrzymywał uśmiechającą się szaleńczo Hermionę. Wszyscy byli osłupiali, Ronald całkowicie stracił koloryt na twarzy, zaś Harry otwierał i zamykał usta jak ryba wyjęta z wody.


-Dosyć-powtórzył.


Granger przekręciła głowę i wykrzywiła usta szyderczo, przez co auror dostał białej gorączki.


-Wystarczy.-powiedział do niej cicho Snape. Trochę się uspokoiła. Większość członków Zakonu wróciła już do siebie i dyskutowała teraz o tym nietypowym przedstawieniu. Pierwszy ze Złotej Trójcy otrząsnął się Harry.


-Eee… Hermiona co ty wyprawiasz?-zapytał niepewnie, a głos Pottera jakby przywrócił do rzeczywistości wszystkich zebranych.


-Prawdę mówię.-wzruszyła ramionami zachowując się tak jakby nic się nie stało.


-Czyś ty postradała zmysły?!-wrzasnął Ronald.-Harry mówiłem ci, że z nią ostatnio jest coś nie tak!


-Odważyłam się wyrazić swoje zdanie i już postradałam zmysły tak?-zirytowała się. Wyrwała się z uścisku Snape'a i wyszła z Nory do ogrodu.


~~~


-Od tamtej pory Hermiona prawię nie pojawiała się na zebraniach, a kiedy była ona nie było Alastora, tak dla bezpieczeństwa. Oczywiście Zakon nie dowiedział się kim jest zabójca, a ona działała dalej, bezbłędnie, precyzyjnie, nie zostawiając żadnych śladów. Czarny Pan musiał w końcu zareagować, przecież tracił co raz to lepszych Śmierciożerców i sprzymierzeńców. Zaplanował więc zasadzkę. O jakże się wszyscy zdziwili…-zaśmiał się starzec, wstając na chwilę żeby rozprostować kości, towarzyszyło temu brzękanie grubych łańcuchów.


~~~


Dostała wiadomość, że rodzina Zabiniego będzie dzisiaj w mugolskim Londynie. Taka gratka! Nie może tego przepuścić. Zaczęła się przygotowywać. Przebrała się jak zwykle w czarne obcisłe spodnie i bokserkę, przytroczyła do spodni pas z pochwami na sztylety i różdżkę. Ubrała wygodne buty i wyszła z zamku idąc dobrze już znaną trasą do Zakazanego Lasu, tam narzuciła na siebie pelerynę naciągając kaptur deportowała się do mugolskiego Londynu. Przemierzała ulicę podekscytowana, podobało jej się to co robi, nie mogła zaprzeczyć. Jej alter ego pochłonęło ją w całości stając się rzeczywistością. Zauważyła cała rodzinę, Blaise'a i jego rodziców, szli szybko nawet się nie rozglądając. Zaczaiła się na nich w ciemnym zaułku, kiedy byli blisko wycelowała różdżkę w głowę rodziny.


-Sectumsempra!-szepnęła, a klątwa pomknęła w pana Zabiniego powalając go na brukowaną ulicę, która w zastraszającym tempie zabarwiła się na czerwono mieszając z brudem. Uśmiechnęła się pod nosem. Matka Blaise'a zaczęła panicznie się rozglądać i zabijać wszystkich w zasięgu wzroku. Niespodziewanie ktoś zaszedł ją od tyłu. Zaskoczyła go zadając cios nożem w udo, upadł na ziemię, maska spadła mu z twarzy ukazując Yaxley'a. Uśmiechnął się szyderczo.


-Taka zdolna jesteś, a dałaś się złapać w pułapkę jak żółtodziób.-zakpił.


-Avada Kedavra!-”Pułapka? Cholera!” odwróciła się i zobaczyła, że wyjście z zaułka jest zastawione przez Śmierciożerców. Zaklęła i spróbowała się deportować, jednak ktoś założył już zaklęcia antydeportacyjne. Na kilka sekund zalała ją fala paniki, jednak szybko doprowadziła się do porządku. Da sobie rade. Mimo masek założonych na twarze rozpoznała Lucjusza i Bellatrix.


„Nie jest dobrze”. Rzuciła nożem w jednego ze Śmierciożerców, który potem okazał się być Rokwoodem, a w Belle rzuciła Cruciatusa, ta jednak uniknęła ataku i śmiejąc się krzyknęła:


-Umie się bawić!-podskoczyła kilka razy i wystrzeliła w jej kierunku jakąś czarnomagiczną klątwę, Granger odskoczyła na bok i zmiotła łamaczem kości matkę Blaise'a, który zabrał ją z pola bitwy i deportował się z nią. Zostało trzech. Nie spuszczała z oczu Lestrange, wiedziała, że jest nieprzewidywalna. Strzeliła Avadą w jej kierunku, która chybiła zaledwie o cal. W tym czasie oberwała od Lucjusza zaklęciem tnącym. Syknęła i zignorowała ból, pozbawiając przytomności jego towarzysza. „Zostało dwóch najgorszych”. Wyczarowała ścianę czarnych płomieni, która oddzieliła ją od Bellatrix. Odwróciła się w stronę Malfoy'a Seniora. Zaatakowała jedną z klątw z dziedziny Czarnej Magii, której nauczyła się na początku roku. Odparował ją i posłał jakieś zaklęcie, którego nie znała. Odrzuciło ją w tył, spadł jej kaptur. Wtedy wszystko wydarzyło się w jednym momencie, Hermiona skoczyła na nogi, ściana ognia oddzielająca ją od Beli zniknęła, Lucjusz stał oszołomiony jej widokiem, więc wykorzystała sytuację biegnąc do wyjścia z zaułka. Blondwłosy mężczyzna zablokował jej drogę, kiedy już wyszedł z szoku. Dziewczyna bez wahania wyjęła sztylet z pochwy i dźgnęła w brzuch, wyrywając sztylet wybiegła za pole antydeportacyjne okręciła się wokół własnej osi i zniknęła sekundę przed dotarciem zielonego promienia posłanego przez szaloną Śmierciożerczynię. Wylądowała na obrzeżach Hogsmeade i upadła na ziemię. Pech chciał, że akurat przechodził tędy Albus i Severus. Dyrektor natychmiast znalazł się przy niej.


-Panno Granger! Co się pani stało?!


-Śmierciożercy…-wyszeptała z udawanym przerażeniem, w które Dumbledore ślepo uwierzył.-Wpadłam w zasadzkę…


-Severusie! Zanieś ją do Skrzydła Szpitalnego.


-Sam nie możesz tego zrobić?-zapytał zniesmaczony i niezadowolony z decyzji dyrektora.


~~~


-Po tych zdarzeniach Severus nie miał wyboru, musiał powiedzieć Dumbledore'owi kto jest zabójcą. Teraz kiedy wszyscy Śmierciożercy łącznie z Czarnym Panem wiedzieli, kto wybijał ich jak muchy musieli podjąć jakieś działania. Los chciał, że decyzją Sami-Wiecie-Kogo było przyspieszenie ataku na Hogwart…


~~~


Kilka dni później została wypuszczona ze szpitala. Szła do swojego dormitorium, a gdziekolwiek się nie pojawiła zapadała głęboka cisza, nie było słychać nawet oddechów. Jedni patrzyli na nią ze strachem w oczach, drudzy z podziwem, a jeszcze inni z szacunkiem, byli też tacy co starali się na nią nie patrzyć lub mdleli, głównie z młodszych roczników. Przez całą drogę do swojego pokoju nie usłyszała żadnego szyderstwa czy wyzwiska ze strony Ślizgonów. Miała złe przeczucia.


Wieczorem została wezwana do gabinetu dyrektora.


Kiedy dotarła pod drzwi nie wiedziała jak ma się zachowywać, jak uczennica czy jak zabójca? Postawiła na to drugie, wnioskując po zachowaniu uczniów, że wszyscy już wiedzą. Weszła z uniesioną głową pewnym krokiem z wyostrzoną czujnością i kamienna maską na twarzy. W pomieszczeniu znajdował się cały Zakon Feniksa, gwar ucichł, wszyscy wpatrywali się w nią z niedowierzaniem, strachem bądź zawodem, tylko Snape miał triumfujący uśmieszek przyklejony do twarzy. Przemierzyła gabinet dumnym krokiem, zatrzymała się przed biurkiem Albusa.


-Wzywał mnie pan.-powiedziała, kiedy jasne było, że nikt nie odezwie się pierwszy.


-Tak, panno Granger, proszę usiąść.-wskazał na fotel.


-Dziękuje, postoję.-powiedziała zimnym, obojętnym głosem.- O co chodzi?


-Więc, doszły nas słuchy…-czarodziej wydawał się skrępowany.-Że to ty jesteś tym zabójcą… Zabójczynią.-poprawił się zażenowany. Hermiona uniosła głowę uśmiechając się pobłażliwie.


-Skąd takie informację?-zapytała z lekceważącym uśmieszkiem tak podobnym do uśmiechu Lucjusza.


-Od Severusa.


-Od Śmierciożerców.-poprawiła go rzeczowym tonem, nadal się uśmiechając.-Mają rację. To ja.-zadarła podbródek jakby była z tego dumna, a jej oczy zabłyszczały niebezpiecznie wyraźnie ostrzegając przed jakimikolwiek kpinami, jej spojrzenie rozwiało wszelkie wątpliwości co do prawdziwości tych informacji.


-Jak mogłaś?! Morderczyni!-wrzasnął Ron, którego Molly nie zdążyła powstrzymać przed popełnieniem głupstwa.


-Ciesz się, że zabijam DLA was, a nie na przykład WAS, bo w każdej chwili mogę zmienić zdanie.-jej głos był zimny, a ona sama jakby urosła przewyższając wszystkich, temperatura w pokoju spadła, a Weasley stracił kolory na twarzy. Po chwili znów się odezwał, a jego głupota uderzyła nawet w jego matkę.


-Jesteś taka sama jak oni! Śmierciożercy! Nawet uśmiechasz się jak Malfoy!


W ciągu sekundy znalazła się przy rudowłosym chłopaku z różdżką przyłożoną do jego szyi. Oczy błyszczały chęcią mordu i gniewem.


-Uważaj co mówisz, Weasley!-syknęła.


-Granger!-warknął Snape wyczuwając marny koniec Ronalda. Hermiona wbiła różdżkę mocniej w jego skórę.


-Jesteś żałosna! Myślisz, że jak nauczyłaś się zabijać to stałaś się lepsza?


-Ron!-krzyknął ostrzegawczo Lupin, ale on nie słuchał.


-Więc pozwól, że cie uświadomię. Jesteś w błędzie, bo jesteś tylko zwykłą szlamą!


Kingsley wciągnął głośno powietrze, a Molly rozszerzyła oczy w niedowierzaniu, Mistrz Eliksirów tylko popatrzył na niego zastanawiając się jak można być, aż tak głupim. Wszyscy wróżyli przyjacielowi Złotego Chłopca marny koniec. Hermiona słysząc słowa Weasley'a wyłączyła wszelkie zahamowania. Miała wielką ochotę go rozszarpać i nie zamierzała tego sobie odmawiać. Wyciągnęła sztylet i wbiła mocno w jego brzuch, uruchamiając boczne ostrza które rozpruły mu wnętrzności. Pani Weasley zemdlała widząc co się dzieje, Albus wstał otwierając usta w niedowierzaniu, a Snape krzyknął:


-GRANGER! Opanuj się!


Wyciągnęła ostrze z jego brzucha powodując jeszcze większe obrażenia. Krew kapała z ostrza na dywan. Rudzielec upadł, a czerwona ciecz wylewała się z jego brzucha w zastraszającym tempie.


-Nie…-szepnęła uśmiechając się obłąkańczo, w jej oczach błyszczało szaleństwo. Dopadła do swojej ofiary, jednak nie zdążyła nic zrobić, ponieważ odciągnął ją Severus.


-Dość.-powiedział cicho do jej ucha, mając nadzieje, że jak potraktuję ją normalnie, jak równą sobie to coś pomoże. Hermiona miała przyspieszony oddech i na chwilę przestała się wyrywać.


-Wystarczy.-szepnął, modląc się żeby ten idiota nawet nie próbował się odezwać. Znieruchomiała na sekundę.


-Nie. On musi zginąć!-wyrwała się z uścisku profesora i krzyknęła celując różdżką w chłopaka.-Mortaddin!*-czarny promień pomknął godząc w jego serce, ciało zaczęło czernieć, a kiedy czerń pochłonęła każdy skrawek jego ciała, wybuchł odrzucając wszystkich wokół do tyłu. To był pierwszy i ostatni raz kiedy można było zobaczyć na twarzy Severusa Snape'a przerażenie. Granger zaśmiała się i wyszła zanim ktokolwiek zdążył mrugnąć.


~~~


-Po tym incydencie nasza bohaterka zniknęła, ale nie zaprzestała swojej działalności z tą różnicą, że wszyscy wiedzieli kto zabija. Pojawiła się dopiero w dzień Bitwy o Hogwart…


~~~


Armia Voldemorta przełamała zaklęcia obronne szkoły i wkroczyła na Hogwardzkie błonia. Śmierciożercy byli zdziesiątkowani przez Panią Śmierci, bowiem tak ją nazywali w świecie czarodziei. Mimo to przewyższali liczebnością Zakon. Walka rozgorzała, ofiary było po jednej jak i po drugiej stronie, jednak to Śmierciożercy wygrywali. Do czasu… Mniej więcej po godzinie od przełamania zaklęć obronnych zamku na błoniach pojawiła się kobieta ubrana na czarno. Aportowała się w samym środku walki, stając po stronie Zakonu. Atakowała przeciwników z agresją używając najmroczniejszych zaklęć z dziedziny Czarnej Magii. Jej droga po polu walki była naznaczona ciągiem zmasakrowanych ciał. Kierowała się w stronę zamku.


Od czasu jej nadejścia szanse się wyrównały, a wręcz można by stwierdzić, że przewaga leżała po tej dobrej stronie. Niewielka aczkolwiek była. Pomogła Severusowi, którego atakowały cztery wielkie akromantule i dwóch Śmierciożerców.


-A więc wróciłaś.-stwierdził Snape, kiedy zorientował się od kogo nadeszła pomoc.


-Masz z tym jakiś problem ?-zapytała głosem w ogóle niepodobnym do znanego mu głosu najlepszej uczennicy Gryffindoru.


-Skądże.-odciął się i wrócili do walki.


Zbliżał się świt. Błonia i zamek zdawały się krzyczeć o rzezi, która miała miejsce w nocy. Ptaki nie śpiewały, wiatru nie było… Pozostali przy życiu członkowie Zakonu wyłapywali ostatnich walczących Śmierciożerców. Hermiona stała pośród zmasakrowanych ciał rozglądając się z drwiącym półuśmiechem, kiedy dotarł do niej trzask łamanej gałęzi. Odwróciła się i pobiegła w stronę dźwięku. Weszła w las i ujrzała poturbowanego Lucjusza próbującego oddalić się od pola bitwy.


-Malfoy!-zawołała go zimnym głosem, unosząc różdżkę. Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił zrezygnowany. Wysilił się na ostatni kpiący uśmiech w swoim życiu. Faktycznie był on ostatni jednak nie w taki sposób jaki się spodziewał.


-Radziłabym ci szybciej uciekać jeśli chcesz przeżyć.


Lucjusz spojrzał na nią próbując zrozumieć dlaczego to robi. Hermiona rzuciła mu jakąś różdżkę znalezioną na pobojowisku. Złapał ją, skinął głową w geście podziękowania i uleczył nogę znikając między drzewami.


~~~


-Wtedy ostatni raz ją widziałem… Z tego co udało mi się dowiedzieć zabiło ją Ministerstwo tuszując całą sprawę i wydając dekret zakazujący używania jej imienia, pisania o niej w podręcznikach lub jakichkolwiek kronikach pod karą dożywocia w Azkabanie. Nie było pogrzebu, nie było zniczy, nikt się nie pofatygował mimo tego, że to ona przyczyniła się do zwycięstwa Zakonu Feniksa. I oni niby są tymi „dobrymi”... Czarna Magia zaczęła być karana śmiercią. Szkoda, że nie stanęła wtedy po naszej stronie…-starzec westchnął i popatrzył po arystokratycznych dzieciach.-Pamiętajcie o niej, przekazujcie tę historię dalej, bowiem ona stała się symbolem Czarnej Magii, ona stała się Czarną Magią, poziom który osiągnęła przewyższył nawet Czarnego Pana…


-Panie Malfoy?-odezwała się latorośl Parkinsonów.


-Tak?


-Skąd pan to wszystko wie?


-Mój dobry przyjaciel, Severus, opowiedział mi wszystko przed śmiercią, wiedział o niej od początku..


Nastała chwila ciszy dopóki nie odezwał się najmłodszy ze zgromadzonych czarodziei i czarownic, młody Zabini.


-Dlaczego ma pan te okropne kajdany na nogach?


-Dlatego młody czarodzieju, że „pokutuję” za uprawianie Czarnej Magii.


-Ale przecież mówił pan, że Czarna Magia jest karana śmiercią.


-Tak to prawda, jednak dzięki moim wpływom udało mi się wywalczyć dożywotni areszt domowy, ale dzięki temu mogę przekazywać historię Pani Śmieci, Arcymistrzyni Czarnej Magii, dalej…


-Ona była szlamą.-powiedziała młoda Greengras z obrzydzeniem.


-Tak, niestety… Ale Czarny Pan również nie był czystej krwi. Musimy pamiętać, że czystość krwi jest naszą wizytówką, a szlamy należy potępiać, jednak ta historia uczy nas, że istnieją wyjątki…


__________


*Mortaddin – potężne zaklęcie uśmiercające, wywodzi się z najniebezpieczniejszej części Czarnej Magii. Niewielu czarnoksiężników odważyło się go użyć, ponieważ do zaklęcia potrzebna jest bardzo duża siła woli i ogromny zapas mocy i energii.





wtorek, 27 października 2015

Alter Ego część I







OSTRZEŻENIE


W tej miniaturce zabiłam kanon na wszelkie możliwe sposoby, więc ostrzegam uczulonych na takie rzeczy.


Dedykuję tą miniaturkę Amandzie :*


Arystokratka














-Hermiona Granger. Inteligentna czarownica, cicha z przeciętną urodą, niezbyt lubiana, wykorzystywana jako podręczna encyklopedia. Szara myszka, cicha woda, niewidzialna dla płci przeciwnej jako kobieta. Figura ginie pod wynaciąganymi swetrami. Ulubione miejsce – biblioteka. Ulubienica nauczycieli. Prefekt Naczelny. Żyjąca w cieniu Harry'ego Pottera. Mugolaczka. Z pozoru nudna osoba, więc dlaczego opowiadam dzisiaj o niej? Ponieważ historia ta jest ciekawsza niż innych bohaterów wojennych i na pewno więcej wnosi, a nikt nie wspomniał o niej w podręcznikach. To Harry Potter i Ronald Weasley zajęli jej należne miejsce…-wokół starca siedział wianuszek młodych czarodziejów i czarownic z błyszczącymi od zaciekawienia oczami. Wszyscy czekali na dalszy ciąg.- Wszystko zaczęło się na siódmym roku w Hogwarcie, bitwa ostateczna zbliżała się nieubłaganie i nie zapowiadało się na zwycięstwo Zakonu…


~~~


Brązowowłosa kobieta krzątała się po domu swoich rodziców zbierając ostatnie rzeczy, które potrzebowała do szkoły. Było tydzień przed końcem wakacji, ale Hermiona umówiła się z dyrektorem, że przyjmie ją wcześniej, ponieważ potrzebowała czasu by przeprowadzić badania, a do tego potrzebna jej była szkolna biblioteka. Oczywiście była to tylko przykrywka, Granger nie była głupia i wiedziała, że nie wygra wojny Drętwotą. Skończyła pakowanie i zeszła na dół pożegnać się z rodzicami.


Kilka minut później pędziła już w umówione miejsce z którego miał odebrać ją jakiś nauczyciel. Skręciła w ciemny zaułek. Zobaczyła postać odzianą na czarno w nietypowy dla mugoli strój. „Snape” przeszło jej przez myśl, jednak nie zraziła się tym, wręcz przeciwnie, podeszła pewnie.


-Profesorze?


-Jesteś wreszcie.-warknął Nietoperz i podał jej świstoklik. Chwyciła go i poczuła znajome szarpnięcie w okolicy pępka, chwile później znalazła się na obrzeżach Hogsmeade, za nią Severus. Ruszyli w milczeniu. Przez całą drogę żadne z nich się nie odezwało, każde było pogrążone w swoich myślach. W bramie wejściowej zamku czekał na nich Dumbledore wraz z McGonnagall.


-Dyrektorze, pani profesor.-skinęła im głową.


-Witaj panno Granger.-powiedział dobrotliwie Albus-Jako, że jesteś Prefekt Naczelną i będziesz miała swoje prywatne dormitorium, pokaże ci je dzisiaj i tam cie ulokujemy. Życzę owocnych badań.


-Dziękuje, profesorze.


Opiekunka Gryffindoru zaprowadziła ją do dormitorium i udzieliła kilka wskazówek dotyczących, posiłków i ciszy nocnej. Pożegnały się, a Hermiona weszła do nowego pokoju i zaczęła rozpakowywanie się.


Wieczorem po kolacji poszła do biblioteki i skierowała się do Zakazanego Działu. Odnalazła potrzebne księgi i skopiowała najważniejsze rozdziały. „Czarna Magia – wprowadzenie”, Czarna Magia dla początkujących”, „Magia Wojenna bez tajemnic” tak brzmiały tytuły ksiąg, którymi interesowała się czarownica…


~~~


-Jesteście w szoku?-staruszek uśmiechnął się-Taaak, ja też nieźle się zdziwiłem, kiedy się dowiedziałem. Jej nauka trwała kilka pierwszych miesięcy szkoły, nikt nie zdziwił się tym, że Hermiona znika na całe dnie i noce, dla wszystkich było oczywiste, że zakuwa. W końcu w tym roku mieli zdawać OWT-emy. Jednak, kiedy zaczęła znikać i często wracać poobijana lub ranna, zaczęły się podejrzenia…


~~~


Wybiła godzina druga w nocy, a Granger dopiero wracała do dormitorium, utykała i miała rozcięty łuk brwiowy. Nie przejmowała się tym bywało gorzej, a ona musi być gotowa! Do świąt musi być gotowa, a to tylko miesiąc! Do rzeczywistości przywróciło ją zderzenie się z kimś, odruchowo wyciągnęła różdżkę i przybrała pozycję umożliwiającą jej atak jak i obronę. Dopiero po chwili zorientowała się, że przygląda jej się zaskoczony Snape i Dumbledore. W sekundzie opuściła różdżkę i zrobiła skruszoną minę uczennicy przeklinając się w myślach za swoją nieuwagę.


-Panna Granger? Co pani tu robi?-odezwał się dyrektor.


-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego która jest godzina?-wycedził opiekun Slytherinu.-Minus 20 punktów od Gryffindoru.


-Ja…-udała przerażoną i smutną-Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.


-Wierzę pani, panno Granger, a teraz proszę niezwłocznie wrócić do swojego dormitorium.


Potulnie spuściła głowę , zacisnęła zęby i udała się w stronę swojego pokoju ignorując ból w nodze szła prosto, nie utykając, żeby nie wzbudzić podejrzeń.


~~~


-Od tamtej pory Severus, zaczął uważniej przyglądać się poczynaniom młodej Gryfonki. Hermiona podwoiła wysiłki, ale także czujność, dlatego profesor nie miał zbyt wielu okazji by zaobserwować coś co wzbudziłoby jego podejrzenia, jednak miał wiele czasu aby snuć swoje teorię… Tego dnia nasza bohaterka miała swego rodzaju próbę, pierwsze zlecenie…


~~~


Przemierzała korytarze szybkim krokiem, śpieszyła się. Dziś miała się sprawdzić.


-Hermiona!-doszedł ją głos Harry'ego, nie zatrzymała się udając, że nie słyszy.


-HERMIONA!-zagrzmiał Ron. Musiała ulec, zatrzymała się.


-Śpieszę się.-odezwała się kiedy do niej dotarli.


-Miłe powitanie.-powiedział Weasley.


-Miona? Co się dzieje? Prawie się nie widujemy, nie spędzamy razem czasu.-zaczął Harry. „No świetnie! Musieli to sobie uświadomić akurat dziś?!”. Pomyślała rozdrażniona.


-Co ty nie powiesz? Harry NAPRAWDĘ się śpieszę.-powiedziała zirytowana.


-Co jest ważniejsze od nas?-zapytał urażony i jednocześnie zaskoczony postawą przyjaciółki Ron.


-Chociażby nauka.-odcięła się i zaczęła odchodzić w nadziei, że za nią nie pójdą.


-Hermiona!-zawołał Harry.


-NIE! DAJCIE WY MI ŚWIĘTY SPOKÓJ!-odwróciła się i odeszła szybkim krokiem, pozostawiając za sobą zszokowanych przyjaciół. Całej sytuacji przyglądał się Snape. Czuł, że to ten moment, jedyna okazja żeby dowiedzieć się co kombinuję Panna-Wiem-To-Wszystko-Granger.


Wyszła z zamku mając dziwne przeczucie, że coś jest nie tak, nie zdawała sobie sprawy, że śledzi ją Mistrz Eliksirów. Przemierzyła błonia i weszła do Zakazanego Lasu, podeszła do wielkiego buka i wyciągnęła z dziupli czarny worek. Zdjęła szaty ucznia, pod którymi miała tylko czarne obcisłe spodnie, wygodne czarne buty i czarną bokserkę. Z worka wyciągnęła pelerynę z głębokim kapturem i zarzuciła ją na siebie chowając szaty z powrotem do dziupli. Naciągnęła kaptur na głowę tak, że widać było tylko zarys szczęki, usta i czubek nosa. Severus obserwował ją z ukrycia. Kiedy była gotowa poszła do Hogsmeade, skąd skierowała się do Gospody Pod Świńskim Łbem. Tam skorzystała z kominka właściciela i przeniosła się do Dziurawego Kotła. Wyszła na Pokątną i przemknęła na ulicę Śmiertelnego Nokturnu, co raz bardziej zaintrygowany Snape podążał jej śladami. Szła zwinnie i pewnie jak nigdy, gdyby nie wiedział, że to jest Hermiona Granger nigdy by się nie zorientował, zwłaszcza, że przebywała w TAKIM miejscu. Przemierzała sobie tylko znaną trasę jakby znała to miejsce na pamięć, może właśnie tak było… Zatrzymała się przed jakąś ruderą i rozglądając się weszła do środka, nauczyciel eliksirów nie miał innego wyboru jak zaczaić się i czekać, nie mógł wejść do budynku niezauważony. Na jego szczęście nie musiał długo czekać, już po kilku minutach wyszła z kimś, również zamaskowanym, u boku. Przeszli kilka przecznic dalej i zatrzymali się w ciemnym zaułku. Mistrz Eliksirów ukrył się tak żeby wszystko dobrze słyszeć.


-No gadaj.-powiedziała oschle Hermiona.


-Masz pieniądze?-cienki męski głos doszedł uszu opiekuna Slytherinu.


-Najpierw informacje.-rozkazała ostrym tonem.


-Znajdziesz go w Whiletshire kilka domów na północ od posiadłości Malfoy'ów.-oznajmił mężczyzna drżącym głosem.-Pieniądze.


-Masz tu połowę kwoty, jeśli twoje informacje są prawdziwe dostaniesz drugie pół, jednak jeśli nie…-nie dokończyła pozostawiając resztę wyobraźni swojemu rozmówcy. Odwróciła się i odeszła powiewając peleryną mruknęła pod nosem:


-A więc do Whiletshire…

Prorok Codzienny

Lucmione zostało usunięte ze wzglęu na to, że autorka pomysłu postanowiła kontynuować swoje dzieło.
Pozdrawiam
Arystokratka

niedziela, 3 maja 2015

Miniaturka #5 - 24 godziny - Draco Malfoy/Hermiona Granger

Dedykacja dla Łapy <3 mojego sobistego natchnienia, dziękuje Huńcwotko !



Hermiona biegła przez dworzec co chwilę patrząc na zegarek. 10:55. Pędzi bez wytchnienia. 10:59. Wpada na peron 9 i 3/4, rozlega się ostatni gwizdek, zegar wybija 11 i Express Hogwart rusza leniwie. Brązowooka dziewczyna patrzy się bezradnym wzrokiem pełnym niedowierzania. Bezgłośnie powtarzając jedno pytanie: Jak mogłam się spóźnić? Peron pustoszeje. Rodzice wracają do domu po odprowadzeniu pociech. Siedemnastoletnia czarownica zostaje sama. Nagle słyszy odgłos pchanego wózka i cichy jęk. Odwraca się w duchu szczęśliwa, że nie tylko ona jest spóźniona, jednak to uczucie szybko znika. Oto wielki Draco Malfoy, jej wróg numer jeden patrzy na nią zdziwiony.
- Granger ? Co ty tu robisz ?
- Stoję. - krzywi się i mimowolnie pyta - A ty?
- To samo co ty. - uśmiecha się ironicznie - a więc ..
- Nie zaczyna się zdania od "a więc" - przerywa mu ze złośliwym uśmiechem
- A WIĘC najlepsza uczennica spóźniła się na pociąg? - zaczyna się śmiać po czym siada na ławce
Hermiona bierze walizkę i kieruje się w stronę wyjścia z peronu, zupełnie ignorując blondyna.
- Ej! Dokąd to?
- Do Hogwartu, Malfoy.
- Ciekawy jestem jak się tam dostaniesz .
- Jeszcze się zdziwisz . Założę się, że będę tam pierwsza. - patrzy na niego wyzywająca. Draco oszołomiony zachowaniem Gryfonki patrzy na nią z otwartymi ustami.
- Zamknij gębę fretko, bo ci muchy nalecą.-śmieje się wrednie.
- Przyjmuje wyzwanie. - odpowiada z pewnością siebie i narcystycznym uśmiechem.
- Czas start! - krzyczy i deportuję się do Hogsmeade. Kilka sekund po niej pojawia się Draco, lecz ona pędzi już w stronę zamku. Chłopak rusza za nią. Po 20 minutach zażartej rywalizacji wbiegają na błonia i nadal pędząc jakby sam Czarny Pan ich gonił, kierują się do wejścia . Po 5 minutach do Wielkiej Sali wbiega Hermiona, a sekundę później blondwłosy Ślizgon, który chcąc ją spowolnić złapał za rąbek jej szaty. Niestety potknął się i oboje wylądowali na ziemi. Cały personel Hogwartu ucichł wlepiając w nich oczy w niedowierzaniu i oczekując wybuchu kłótni, jednak usłyszeli tylko:
- Złaź ze mnie Malfoy! - po chwili dwójka czarodzieji siedziała zdyszana na posadzce śmiejąc się w najlepsze.
W jednej chwili wyrosła przed nimi profesor McGonagall.
- Malfoy, Granger! Za mną!
Wstali w ciszy obrzucając się oskarżycielskimi spojrzeniami. Ruszyli za opiekunką Gryffindoru po pięciu minutach drogi doszli do jej gabinetu. Gestem wskazała im aby usiedli.
- A teraz słucham. Co tu robicie ?
- Ja spóźniłam się na pociąg pani profesor i aportowałam się do Hogsmeade i stamtąd poszłam ... to znaczy przybiegłam tutaj.-odezwała się Hermiona spuszczając głowę w geście pokory.
- Ja tak samo pani profesor-powiedział obojętnie chłopak.
- Rozumiem. Nie będę zagłębiać się w szczegóły. Pan Filch wyznaczy wam szlaban.
Oboje jęknęli i popatrzyli się po sobie z nienawiścią i obrzydzeniem. Tą chwile wybrał sobie woźny Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, aby wejść do gabinetu nauczycielki transmutacji.
- Witam pani profesor.
- Dzień dobry, ci dwaj uczniowie zasługują na karę proszę się nimi odpowiednio zająć,-podeszła do wyjścia zatrzymując się jeszcze rzekła-Najlepiej żeby szlaban trwał 24 godziny.-wyszła a dwójka siedemnastoletnich czarodziejów patrzyła w osłupieniu na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała wicedyrektorka szkoły.
- Słyszeliście, za mną!-odezwał się Argus i również wyszedł z gabinetu.
Uczniowie powlekli się za nim jak na ścięcie. Woźny skierował swoje kroki w stronę lochów co Hermiona skwitowała niezadowolonym i nerwowym uśmiechem. Nie umknęło to uwadze Dracona, jednak nie miał zamiaru się odzywać. Narazie..
Schodzili co raz to głębiej. Przemierzali ciemne i wilgotne korytarze wijące się pod ziemią. Nawet Malfoy'owi przestało się to podobać. Nigdy tu nie był. Nawet prefekci mieli ograniczony dostęp, bo tylko do trzech poziomów w dól, a oni znajdowali się mniej więcej na szóstym. Nie wiedział co ten paskudny charłak wymyślił, ale jeśli zażąda on nich różdżek to, na brodę Merlina, prędzej potraktuje go Imperiusem niż pozwoli odebrać sobie swoją jedyną gwarancję przeżycia. Kto wie co skrywają mury tego zamku, zwłaszcza tak głęboko...
Po 15 minutach wędrówki w co raz mroczniejsze zakamarki tej ogromnej budowli, woźny zatrzymał się i z pochodnią wysuniętą przed siebie, odwrócił się do uczniów.
- To tutaj.-zaśmiał się charcząc jak zepsuty silnik i otworzył stare zardzewiałe drzwi. Skrzypnęły przeciągle wywołując u wszystkich okropne dreszcze.-Zapraszam do środka przyjdę tu jutro o tej samej porze po was. Nie ważcie się wychodzić z tego pomieszczenia, bo zginiecie,
Hermiona drgnęła na co Argus zaśmiał się okrutnie poczym odwrócił się i zaczął odchodzić.
- Zaczekaj!-krzyknął chłopak-Co mamy tam zrobić?!

CDN
Czekam na komentarze :) tyle was wchodzi a tak nie wiele zostawia za sobą ślad :C
pozdrawiam
Arystokratka

środa, 15 kwietnia 2015

Miniaturka #4 Wojna - Teodor Nott/Hermiona Granger

Wojna . Co właściwie oznacza to słowo? Teoretycznie to zbrojny konflikt stron mających odmienne wizje . Zwykle walka tych "dobrych" z tymi "złymi". Praktycznie to wszechobecna śmierć, cierpienie, szaleństwo, okrucieństwo, poświęcenie, a w imię czego? No właśnie, czego? Głupiej idei ? Czy może słusznej decyzji ? Jak rozróżnić te dwa aspekty jeśli po jednej i drugiej stronie znajdują się wyznawcy danego przekonania ? Jak opowiedzieć się po którejś ze stron jeżeli serce podpowiada inaczej niż rozum ? Wojna nie akceptuje neutralnych osób. Czy ktoś potrafiłby wybrać ? Doradzić ? Każda decyzja pociągnie za sobą konsekwencje. Problemem jest wybrać co lub kogo poświęcić i dla koło lub czego. Niezależnie od wyboru, konsekwencji i poświęceń zawsze nurtuje nas to samo pytanie . Dlaczego akurat ja musiałam dożyć takich czasów ? Dlaczego .. Kluczowe słowo na które nikt nie potrafi nam odpowiedzieć. Wiemy jedno nadchodzi czas wyboru, czas cierpienia, czas poświęceń w imię swoich przekonań...

Znajduję się w samym środku zaciętej walki. Bronię się i atakuje. Nagle ktoś przemyka niedaleko. Rozpoznaje go. Teodor Nott. Cichy i inteligętny chłopak w moim wieku. Niestety ze Slytherinu. A szkoda. Jestem niemalże pewna, że nie zabrakłoby nam tematów do rozmów.
Odwraca się i patrzy na mnie jakby znał moje myśli. Nagle dostaje jakaś klątwa i opadam w ciemność.
~•••~
Budzę się z ogromnym bólem głowy, który pogłębia jasność panująca w pomieszczeniu. Chwile potem oczy się przyzwyczajają. Rozglądam się po pomieszczeniu. Skrzydło Szpitalne. Widze jakiegoś ucznia leżącego obok, rozpoznaje go to on. Wtedy rozlega się odgłos otwieranych drzwi. Odwracam głowę wchodzi Albus z Kingsley'em, Ronem, Harrym i paroma innymi czarodziejami.
- Jak się czujesz Hermiono?- pyta mnie zmartwiony Harry.
- Dobrze. - usmiecha się by nadać swoim słowom wiarygodności i uspokoić przyjaciela.- Ile czasu byłam nieprzytomna? Misja się udała ? Co mnie trafiło ? - zasypałbym ich gradem pytań.
- Spokojnie, panno Granger- odzywa się Dumbledore z dobrodusznym uśmiechem na twarzy. - Leżysz tu tydzień. Jeśli pytasz o misje w Ministerstwie to się udała. Śmierciozercy nas zaskoczyli, ale się udało. Natomiast zaklęcie, którym dostałaś to jedno z mocniejszych czarnomagicznych klątw. Gdyby nie pan Nott napewno już byś z nami nie rozmawiała moja droga.
- Nott?
- Tak - uslyszalam cichy, lecz wyraźny i stanowczy głos Ślizgona.- Pomogłem ci w zamian za ochronę
- Ochronę ?- dopytywałam ciekawa.
- Tak, przed Śmierciożercami.
~•••~
Siedziałam z nim w bibliotece i studiowaliśmy jakieś grube księgi, które miały pomóc nam w walce. Żadne z nas się do tego nie przyznało, ale od czasu pobytu w szpitalu bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Byliśmy tacy inni, a jednak tak podobni. Teodor patrzył się na mnie z tym swoim błyskiem w ciemnych oczach, a ja mimowolnie spuściłam wzrok i czułam jak pieką mnie policzki. Zapewne całe czerwone. On tylko zaśmiał się chcio i zapytał
- Idziemy na spacer ?
- Jasne - odpowiedziałam czując jak robi mi się gorąco, nawet nie wiedziałam czemu. Chociaż ... Domyślałam się, ale uparcie wyrzucałam te myśl ze swojego umysłu.
~•••~
Dubledore zginął, a Nott stracił ochronę, bedzie musiał wrócić do ojca. Skrzywiłam się na tą myśl. Szłam właśnie na ostatnie spotkanie z moim ukochanym. Tak, byliśmy razem. Chociaż żadne o to nie zapytało i żadne z nas się nie zdeklarowało. Wiedzieliśmy ile dla siebie znaczymy. Nie potrzebowaliśmy słów. Dotarłam na siódme piętro i wkroczyłam do Pokoju Życzeń. On już tam był. Nigdy nie widziałam takiego smutku w jego oczach. Poczułam jakby ktoś przeszył moje serce ogromnym mieczem.
- Teo?- szepnęłam
- Tak Hermiona , już czas. - odpowiedział cicho jakby wiedząc co mam na myśli. Podszedł do mnie i przytulił mocno, a ja rozpłakałam się jak małe dziecko.
- Nie odchodź. Proszę - szlochałam.
- Wiesz, że muszę. Ale wrócę . Obiecuje, kiedy wojna dobiegnie końca będziemy już zawsze razem. Uważaj na siebie. - szeptał uspokajająco. Ostanie co usłyszałam to jak wypowiadał zaklęcie usypiające .
~•••~
Wojna w końcu dobiegła końca. Nikt nie rozumiał dlaczego biegam wsród zwłok Śmierciozercow sprawdzając każdego. Nikt nie znał mojej tajemnicy. Musiałam się upewnić, że przeżył, musiałam. Kiedy już skończyłam przeszukiwać pole bitwy odetchnęłam z ulga i wróciłam do Wielkej Sali, gdzie  wszyscy opłakiwali swoich bliskich. Usiadłam na boku i milczałam. Rzuciło mi się w oczy jakieś ciało przy którym nie było żywego ducha. Było mi przykro wiec poszłam w tamtà stronę chcąc zając się tym samotnym czarodziejem. Kiedy dotarłam zwłok zakręciło mi się w głowie a z gardła wymknął się niekontrolowany krzyk. Padłam na kolana.
- Teo! Obiecałeś, że wrócisz ! - krzyczałam, a wokół mnie zbierało się co raz więcej zaszokowanych czarodzieji. Moim przyjaciołom odebrało mowę, ale bie obchodziło mnie to. Nic już mnie nie obchodziło.- Wiedziałam, że nie wolno ufać Ślizgonom! Jak mogłeś mnie tak okłamać! -rozpłakałam się na dobre.
- Zostaw tego idiotę Miona! - usłyszałam głos Ronalda, był pełen obrzydzenia.
- Sam jesteś idiotą Ronald! Ja go kocham !
~•••~
Wyszłam z myślodsiewni, a po mojej twarzy zaczęły torować sobie drogę łzy. Dziś mija 3 rocznica śmierci mojego ukochanego. Mieszkam sama i zajmuje się Testralami. To piękne stworzenia przypominające, o tym że śmierć zawsze będzie z nami. Odciełam się od świata, wioska w której mieszkam liczy sobie 23 osoby . Tyle wystarczy, żeby nie zwariować w samotności. Jednak nie wystarcza by nie wariować z tęsknoty.

KONIEC

Miniaturka na zamowienie Królewny Własnej Bajki . Przepraszam, że taka krótka i mam nadzieje, że się spodoba . Pozdrawiam i dziękuje wszystkim którzy komentują i są tutaj ze mną
Arystokratka

wtorek, 14 kwietnia 2015

Miniaturka #3 Śmiertelne szczęście - Harry Potter/Ginny Weasley

Ze specjalną dedylacją dla Dominiki , która tworzy dla mnie cudowne miniaturki mojej ulubionej pary Lucmione .
Arystokratka


Wojna dobiegła końca, a Złoty Chłopiec zwyciężył. Jednak ciężkie brzemię wojny dotknęło wszystkich. Bitwa w każdym na swój sposób zostawiła trwały ślad. Mimo końca mrocznych czasów nie świętowano. Straty były zbyt wielkie ... Fred, George, Lupin, Tonks, Moody, Neville, Luna, Hermiona, Dumbledore, Seamus, Zabini, Parkinson, Greengears i wiele wiele innych osób. Blaise, Pansy i Astoria przeszli na dobra stronę przyczyniając się do zwycięstwa, ale zapłacili za to najwyższą cenę - życie.
Po środku gruzów Hogwartu stało dwoje młodych ludzi. Ginny Weasley i Harry Potter. Na ich twarzach nie było uśmiechu tylko łzy. Opłakiwali bliskich, których zabrała im wojna.

~•••~

Rok pózniej

- Harry! Harry! - wolała ruda kobieta - obiad jest już na stole !
- Idę już idę! - odpowiedział z głębi domu i skierował się do jadalni.
Na stole leżał parujący makaron z przesmażonymi na maśle z czosnkiem pieczarkami , pomidorami koktajlowymi, polany sosem serowym i posypany szczypiorkiem. W całej jadalni pachniało tak smakowicie, że brzuch zielonookiego męższczyzny głośno dał o sobie znać.
- Kochanie.. Muszę ci coś powiedzieć. - zaczęła nieśmiało długowłosa piękność
- Tak? - zapytał czarnowłosy pochłaniając smakowite danie.
- Będziemy musieli przemeblować pokój gościnny.
- Dlaczego? - zmarszczył brwi
- Dlatego, że w bardzo niedalekiej przyszłości będzie tam mieszkać nasze maleństwo.
- Co? Ale.. Ginny?! Czy ty jesteś w ciąży ?!
- Co za bystrość umysłu Harry ! Tak! - zaczęła się śmiać ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.

~ 8 miesięcy pózniej ~

- Za tydzień poród ! - zawołała szczęśliwa pani Potter wychodząc od magomedyka.
- Mhm... Cieszę się.- mruknął zamyślony.
- Co się dzieje ? - zapytała zaniepokojona zachowaniem męża
- Nic , nic - ocknął się i przykleił do twarzy sztuczny uśmiech
- No powiedz!
- Nie, nie chce cię martwić
- W tej chwili mnie denerwujesz !
- Och przepraszam - popatrzył z troską na okrągły brzuch żony - Nie uważasz, że najwyższy czas odwiedzić cmentarz ? Nie byliśmy u nich od zakończenia wojny .
- Och Harry. Masz całkowitą rację. Najwyższy czas. - powiedziała cicho i poszła po czarny płaszcz - chodźmy kochanie .
Stanęli przed wielką rzeźbioną bramą cmentarną na której widniał zdobiony napis
"Ku pamięci, tych którzy oddali życie za naszą wolność "
Z ciężkim sercem wkroczyli w świat umarłych . Skierowali się w stronę grobu Hermiony Greanger ich najlepszej przyjaciółki. Spędzili dwie godziny na cmentarzu po kolei odwiedzajac groby swoich bliskich. Byli już prawie pod domem kiedy Ginny złapała się za brzuch i krzyknęła cicho .
- Co się dzieje ?! - zapytał przerażony Potter podtrzymując ukochaną
- Chyba się zaczyna!
Chłopak szybko deportował ich do św. Munga . Przyjęli ją od razu. Harry siedział przed salą już ponad godzinę . Wydawało mu się, że siedzi na rozgrzanej do białości metalowej ławie, co chwile wstawał i chodził tam i z powrotem. Po następnej godzinie oczekiwania drzwi się otworzyły, a oczom zielonookiego czarodzieja ukazał się magomedyk trzymający na rękach malutkiego bobaska.
- To dziewczynka.
- Czy.. Czy mogę już wejść do żony?
- Przykro mi panie Potter .. Robiliśmy co w naszej mocy jednak nie przeżyła porodu .
Złoty Chłopiec osunął się po ścianie w kompletnym szoku.
- Ostatnie co powiedziała to "Lily".
Oświecił się i zostawił chłopaka samego.


KONIEC

#2 Zemsta cz. III OSTATNIA

Witajcie przepraszam za tak długą nieobecnośće, niestety zmarł mi dziadek i po prostu nie miałam ochoty nawet pisać. A teraz zapraszam na ostatnia cześć lucmione .
Arystokratka



- Zaklęcie Prawdy, tak? - popatrzyła się podejrzliwie na Lucjusza na co ten tylko skinął głową- No dobrze. Słucham .
Lucjusz wypowiedział krótka formułkę po której nad Hermioną pojawił się szary dym.
- Hmm... -udał że się zastanawia - po pierwsze chciałbym wiedzieć dlaczego wytatuowałaś sobie węża ?
- Głupi zakład - powiedziała zirytowana, że musi o tym mowić. 
Malfoy zacmokał i powiedział 
- Musisz się, bardziej postarać jeśli chcesz usłyszeć tak ważne dla ciebie informacje. -uśmiechnął się delikatnie na co brązowooka tylko prychnęła . 
- Założyłam się z przyjaciółką , że nie uwiedzie pewnego profesora , niestety jej się udało więc musiałam wytatuować sobie coś co jest dla mnie symbolem mojej ... Symbolem miłości , tyle . - zakończyła zdenerwowana , po czym wstała i bezceremonialnie wzięła pustą szklankę Lucjusza i nalała sobie Ognistej wracając na swoje miejsce popatrzyła wyczekująco na blondyna. 
Malfoy Senior zastanawiał się nad sensem tego co powiedziała miał pewne wątpliwości więc skwitował
- Słabo się starasz , powiedz mi co to za profesor ?
- Snape - szepnęła tak cicho jakby zdradzała właśnie największą tajemnice wszechświata i upiła łyka bursztynowego trunku.
- Severus?! Co to za przyjaciółka  ? - zapytał zszokowany.
- Czy to jest drugie pytanie? 
- Nie nie .
- To proszę zadać drugie pytanie . 
 - No dobrze - westchnął zrezygnowany jednak po chwili na jego twarz wpłynął przebiegły uśmieszek- Wąż jest symbolem twojej miłości .. To ciekawe . - "jej patronus to wydra, wiec dlaczego wąż ? Może zakochała się w jakimś Ślizgonie ? " rozmyślał gorączkowo nagle dostał olśnienia wciągając głośno powietrze zapytał - Jaki jest twój patronus ? 
Hermiona zbladła słysząc pytanie . Wstała. Chciała wyjsć, uciec stąd jak najdalej , jednak Lucjusz złapał ją mocno za rękę i pociągnął w swoją stronę . Wiedziała, że nie ma szans , sama się zgodziła . 
- Expecto patronum - wyszeptała a z jej różdżki wyskoczył wielki wąż oplatając Malfoy'a, który osłupiał i tępo patrzył się na patronusa SWOJEGO patronusa! Dziewczyna wyrwała rękę z jego uścisku i popatrzyła się na blondyna wyzywająco . 
- Ja.. No cóż , dowiedziałem się, że to z inicjatywy Zakonu. Dumbledore chciał żebyś zbliżyła się do tego idioty Weasley'a. Myślał, że po takiej tragedii będziesz potrzebowała pocieszenia, ale nie spodziewał się, że jego najlepsza i najmądrzejsza uczennica będzie chciała zemsty .
Granger stała z szeroko otwartymi oczami i wpatrywała się w arystokratę jakby oszalał. 
- Żarty sobie ze mnie robisz? 
- Nie , mówię poważnie.
- A więc Dumbledor? Hmm... 
- Jeśli chcesz mogę ci pomóc .
- Ty? Pomóc ? I to jeszcze mi? - zaczęła się śmiać.
- No tak. Ale chyba nie pomyślałaś, że dla mojej strony to będzie korzystne. - powiedział i korzystając z tego, że jest zamyślona i nie zwraca na niego uwagi podszedł do niej bliżej i szepnął tuż nad uchem.- Wiesz .. Nie spodziewałem się, że zobaczę u ciebie mojego patronusa .
Hermiona pokryła się czerwienią na twarzy i chciała odejść jednak poczuła jak jego silne dłonie łapią ją w talii i odwracają. Byli teraz tak blisko siebie, że ich twarze dzieliły milimetry.
- Od jak dawna ?- zapytał szeptem jakby bał się, że wszystko zniknie jak bańka mydlana.
- Trzy lata.- odszepnęła i sekundę potem poczuła jak jego zimne usta muskają jej gorące wargi . Chciała się odsunąć lecz nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Lucjusz nie czując oporu pogłębił pocałunek . Dziewczyna oddała pieszczotę najpierw lekko i powoli,a z każdą sekundą z coraz większą pasją i namiętnością. Oderwali się od siebie by nabrać powietrza . Blondyn uśmiechnął się i zaczął całować ją po szyji schodząc pocałunkami coraz niżej . Hermionie zakręciło się w głowie, mimowolnie jękła cichutko i wbiła się w jego usta zachłannie. Malfoy podniósł ją za pośladki, a ona oplotła nogami jego biodra. Popatrzył się na nią pożądliwie. Była piękna z tą  burzą brązowych loków . Miała lekko rozchylone usta i do połowy przymknięte oczy, które były przesłonięte mgłą pożądania. Zaczął powoli rozwiązywać jej gorset w obawie, że go odtrąci jednak tak się nie stało wręcz przeciwnie sama zaczęła rozpinać mu szaty. Pozbyli się górnych części garderoby i ponownie złączyli się w gorącym pocałunku , wyglądało to jakby od dawna rozdzieleni kochankowie w końcu się spotkali. Powili zaczął pieścić jej pierś jedna ręką, a do drugiej zjechał pocałunkami i lekko przygryzł co zostało nagrodzone głośnym jękiem . Po dłuższej chwili żarliwych pieszczot Lucjusz wziął ją do swojej sypialni tym samym przedłużając jej wizytę w dworze o jedną bardzo namiętną noc. 
Hermiona obudziła się rano w ramionach pięknego blondyna . Podniosła głowę i natknęła się na jego stalowoszare tęczówki, które wpatrywały się w nią z ciekawością, już miała coś powiedzieć, ale arystokrata położył jej palec na ustach.
- Shh.. Nie musisz nic mówić. 
Znow pocałował ją tak, że rozpłynęła się pod wpływem jego ust i języka. Westchnęła cicho.
- Potem pomyślimy jak dopiec Zakonowi - mruknął i zaczął całować ją po szyji, schodząc coraz niżej...

KONIEC 




środa, 1 kwietnia 2015

Prorok Codzienny

Chciałabym poinformować, ze możecie pod tym postem pisac jakie chcielibyście przeczytać miniaturki Potterowskie;) ja postaram sie cos na to zaradzić 
Pozdrawiam 
Arystokratka 

#2 Zemsta cz II

Maska Hermiony opadła kiedy znaleźli się sam na sam. Nie wiedziała czemu, ale czuła, że może mu zaufać. Severus widział jak przykrywająca twarz dziewczyny maska rozpada się na milion kawałeczków i zastępują ją cierpienie i ból tak wielki, że aż Mistrz Eliksirów poczuł ukłucie współczucia w okolicach klatki piersiowej.
- O co chodzi?- zapytał Snape chcąc przerwać to niezręczne milczenie.
- Potrzebuje pana pomocy profesorze- odpowiedziała tak cicho, że czarnowłosy męższczyzną musiał mocno wytężyć słuch żeby ją usłyszeć.
- W jakiej sprawie ?- zapytał łagodnie zastanawiając się o co może jej chodzić
- Ja .. -zaczęła niepewnie - muszę się spotkać z Lucjuszem.
Twarz profesora przez ułamek sekundy wyrażała szok.
- Mogę wiedzieć dlaczego?
- Nie- odparła twardo, po czym dodała trochę milej - To prywatna sprawa.
- Dobrze - westchnął zrezygnowany wiedział, że nie ma się po co z nią wykłócać i tak nic nie powie. - chodź

~ Zebranie ~

- Co się z nią stało?
- Dlaczego chciała rozmawiać z Severusem?
- Widzieliście jej oczy?
- To już nie jest Hermiona.
- Czy to przez smierć rodziców ?
Wszyscy przekrzykiwali się wzajemnie i zasypywali pytaniami osłupiałego Dumbledore'a
- DOŚĆ! - krzyknął Albus wyszedłszy z szoku. W pomieszczeniu zapadła głęboka cisza, a atmosfera była tak ciężka jakby sam Voldemort och odwiedził, a nie uczennica.
- Nie mam pojęcia co się stało z panną Granger.- kontynuował dyrektor Hogwartu- Możliwe, że jest to związane ze śmiercią jej rodziców.- tu zrobił krótka przerwę dając czas członkom Zakonu na oswojenie się z faktami- Wiem jedno, jeśli tak jest to ona nie może się podkreślam n i e  m o ż e  się dowiedzieć, że jest to nasza sprawka.
- Albusie, a co jeśli źle zrobiliśmy ? - zapytała McGonagall - Narazie skutki są odwrotne niż oczekiwaliśmy. Zamiast się zbliżyć i wyżalić nam to ona stała się obca, odsunęła się. Nie zaprzeczysz, nie po dzisiejszej "wizycie".
- Nie martw się Minerwo to jest chwilowe, zwykły szok- przekonywał wszystkich Dumbledore, mimo iż sam w to wątpił- Pozostaje jeszcze sprawa Severusa. Musimy to przed nim ukryć i wmawiać, że to sprawka Voldemorta. Zwłaszcza teraz.- powiedział i znacząco spojrzał w kierunku drzwi za którymi zniknęły tematy ich dyskusji.

~ Malfoy's Manor ~

Lucjusz siedział w salonie, popijając Ognistą Whiskey, próbował poukładać sobie wszystkie informacje które zdobył w jedną całość. Nagle płomienie w jego kominku zaiskrzyły sie na szmaragdowo, a do jego domu wkroczyły dwie ubrana na czarno osoby. Pierwszą z nich od razu rozpoznał był to jego przyjaciel - Srverus, natomiast drugą ku jego zaskoczeniu był obiekt jego rozmyślań - Granger. Dziewczyna skutecznie przykuła jego uwagę swoją kreacją. " Wyglada jak prawdziwa arystokratka. Ta suknia .. Musiała sporo kosztować " myślał Malfoy Senior. Patrzył na nią jak zahipnotyzowany i pozwolił swoim myślą swobodnie płynąc " Mroczna, piękna, potężna, a jednocześnie taka kobieca i delikatna. Te oczy... Bez dna.. "
Jego rozmyślania przerwał głos Severusa
- Panna Granger bardzo chciała się z tobą zobaczyć, chyba nie masz nic przeciwko ?
- Ależ skąd - odparł blondwłosy męższczyzna nie odrywając wzroku od Hermiony. W tej chwili nie przeszkadzało mu jej pochodzenie nawet o nim nie myślał. Podziwiał jej kształty i dumną postawę. Podkreślające je czarna, gorsetowana suknia długa do ziemi, która w połączeniu z zarzuconym na ramiona czarnym płaszczem i kapturem rzucającym cień na jej twarz, dodawała tajemniczości i autorytetu.
- Zostawiam was. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia- rzucił od niechcenia Snape obserwując jak ta dwójka mierzy się wzajemnie wzrokiem. Kiedy profesor zniknął w zielonych płomieniach, które już wróciły do pierwotnego koloru i rozmiaru, odezwał sie Lucjusz.
- Usiądzie pani ?
- Usiądę. - odparła zamyślona. Usadowiła się na kanapie wskazanej przez gospodarza dworu i zdjęła płaszcz. Wieszając go na oparciu arystokrata zauważył niewielki tatuaż na prawej łopatce jednak nie zdążył się przyjrzeć. Wiedział, że nie powinno go to obchodzić, mimo to zaintrygowany zapytał.
- Tatuaż?- w jego głosie było słychać odrobię drwiny i zainteresowania.-  Nie spodziewałem się czegoś takiego po pani. Mogę zobaczyć? - sam nie wiedział dlaczego tak bardzo chce go zobaczyć jednak ciekawość wygrała walkę z dumą.
- Oczywiście, tylko proszę uważać na szlam nie chciałabym żeby się pan ubrudził- odparła z pogardą.
Męższczyzna lekko siè skrzywił kiedy usłyszał słowa dziewczyny.
- Kulturalni czarodzieje nie używają tego określenia.- powiedział zupełnie poważnie i podszedł do kobiety, a ona odwróciła się do niego plecami. Słysząc świst wciąganego gwałtownie powietrza uśmiechnęła się mimowolnie.
- Wąż?! - wykrzyknął zupełnie zaskoczony. Hermiona obróciła się i znalazła się niebezpiecznie blisko blondwlosego.
- Tak Lucjuszu, to jest wąż- powiedziała z odpowiednią dawką jadu w głosie i zaczęła się śmiać, w duchu dziękując Merlinowi, że nie zauważył malutkiego napisu znajdującego się pod wężem.- Ale nie przyszłam tu rozmawiać o moim tatuażu.
Malfoy otrząsnął się po podwójnym szoku. " Wąż, wąż, wąż - powtarzał w myślach - dlaczego? Zaraz, zaraz czy ona zwróciła się do mnie po imieniu ?! Ta kobieta nigdy nie przestanie zaskakiwać..."
- Racja. Wiec w czym moge pani pomóc?- wrócił do formalnego tonu.
- To ty zabiłeś moich rodziców ? - zapytała bez owijania w bawełnę, niebezpiecznie bawiąc się różdżką co nie umknęło uwadze Lucjusza.
- Nie, oczywiście, że nie. Szukasz po złej stronie.
- Po złej stronie? - jej brwi zmarszczyły się w zamyśleniu- To znaczy, że to nikt ze Śmierciożerców?
- Tak, dziwię się, że Severus ci o tym nie powiedział.
- Nie wiedział z czym do ciebie idę, wiec nie mógł mi tego powiedzieć.
- Przyznam, że zaintrygowała mnie ta sprawa i wykorzystałem swoje wpływy i pozycje w Ministerstwie. - powiedział z wyższością i zaczepnym uśmiechem. Nie wiedzial dlaczego tak się zachowuje. Czuł się jakby ktoś go zaczarował, ale podobało mu się to. Nie chciał tego przyjąć do wiadomości jednak przegrywał z chęcią posiadania tej kobiety, chęcią bycia przy niej już zawsze. " Nonsens to i tak jest niemożliwe. Ona na pewno nie spojrzy na mnie jak na męższczyznę, nie po tym co zrobił jej mój syn." Gdyby tylko wiedział, że myśli Hermiony są bardzo podobne do jego własnych...
- Malfoy! Mowię do ciebie od pięciu minut! - krzyknęła zniecierpliwiona dziewczyna, jednak w jej oczach tańczyły wesołe iskierki, maleńkie i ledwo widoczne, ale jednak.
- Wybacz, co mówiłas ?
- Pytałam czego się dowiedziałeś.
- Dlaczego miałbym ci powiedzieć ? - zapytał z zniewalającym uśmiechem przez który Hermionie zrobiło się gorąco jednak nie dała tego po sobie poznać
- No tak, Malfoy zawsze pozostanie Malfoy'em - zaśmiała się perliście.- Chce wiedzieć ! Powiedz. - uśmiechnęła się flirtuarnie nachylając się w stronę blondwlosego przystojniaka, i powiedziała niskim głosem - Nie bądź taki Lucjuszu.
Malfoy'owi zrobiło się ciepło i poczuł jak jego przyjaciel się budzi. Przełknął głośno ślinę i resztkami rozsądku  powstrzymał się od rzucenia się na nią.
- Coś za coś - powiedział zmuszając się do spokojnego tonu i słysząc jak Hermiona wzdycha zrezygnowana uśmiechnął się przebiegle
- Dobra czego chcesz?- warknęla zła, że jej plan się nie powiódł i lekko zawiedziona?
- Hmm...- udawał, że się zastanawia - Chcę, żebyś odpowiedziała na dwa moje pytania.
- Gdzie jest haczyk ? - zapytała podejrzliwie, wiedziała, że coś jest nie tak.
- Będziesz pod Zaklęciem Prawdy*


CDN
* Zaklęcie Prawdy - nie pozwala skłamać a rzucający zaklęcie zna myśli osoby zaczarowanej i wie które sa fałszywe. Zdarzają się przypadki w których rzucający urok odczuwa emocje osoby znajdującej się pod zaklęciem

Mam nadzieje, źe Was nie zanudziłam ;)
Pozdrawiam
Arystokratka

poniedziałek, 30 marca 2015

#2 Zemsta cz. I - Lucjusz Malfoy/Hermiona Granger

Mogliśmy dojść najdalej ze wszystkich 
A teraz każde z nas szuka drugiego w snach 
To historia, która nie znajdzie końca 
Opowiada o tych, których zmazał czas 
Może spotkają się jeszcze w samotnym mieście 
Może znajdą dzień, w którym zgubili szczęście 
Może miną się i pójdą w inną stronę 
Może tak może nie 

Pewna młoda, brązowooka kobieta klęczała w parku nad ciałami swoich rodziców. Krople deszczu rozbijające się o bruk mieszały sie ze łzami Hermiony Granger, najinteligętniejszej czarownicy od czasów Roweny Ravenclaw. Puste oczy jej matki patrzyły bez wyrazu daleko w przestrzeń. W tle słychać było bicie dzwonów, trzepot skrzydeł i charakterystyczne "krakanie". Hermiona zamknęła oczy swojej rodzicielce i podniosła się pozwalając kroplom deszczu spłukać z niej ciężar tej straty. Po dłuższej chwili otworzyła oczy, a jej twarz nie wyrażała już niczego poza pustką w oczach tak wielką i przepastną, że niemal namacalną. Nagle zerwał się silny wiatr targając brązowe włosy, wysuszając ostatnie krople spływające po policzkach i wydmuchując z serca ostatki pozytywnych uczuć. Nie zostało w niej już nic prócz palącego pragnienia zemsty. Nie świadoma tego, że obserwuje ja pewien nieziemsko przystojny, jak na swój wiek, arystokrata, uśmiechnęła sie pogardliwie obserwując jak autorzy zabierają jej rodziców. Żaden z obecnych tam pracowników Ministerstwa nawet na nią nie spojrzał. Z każda chwilą szyderczy uśmiech Lucjusza Malfoy'a znikał zastepowany przez szok wymieszany z zainteresowaniem, następnie pojawiło się chwilowe ukłucie strachu i zaniepokojenia które pojawiło sie w chwili w której mógł zobaczyć jej oczy. Blondwłosy męższczyzna stwierdził z przerażeniem, że nie pamięta kiedy ostatnio odczuwał tyle stanów emocjonalnych. Już miał sie deportować, ponieważ autorzy zaczęli szukać jakiś śladów, gdy zatrzymało go spojrzenie pustych czekoladowych oczu zestawionych z pogardliwym uśmiechem. Wtedy zrobiło mu się gorąco i teleportował sie do Malfoy Manor. Jego myśli przez najbliższy czas bedą zajmowane przez tę "nową"  Granger i nurtujące go pytanie. Kto zabił jej rodziców, przecież Czarny Pan nie wydał takiego rozkazu.
*** W tym samym czasie - zebranie Zakonu Feniksa ***

- Spokojnie, bez paniki- uspokajał zebranych Dumbledore- Bez wątpienia jest to sprawka Voldemorta . Nie znamy tylko powodu innego niż bycie mugolem.
- Pozwól, że się wtrącę- zaczął Severus lecz przerwał mu huk wywołany gwałtownym otwarciem drzwi przez które do pomieszczenia weszła dumnie unosząc głowę Hermiona Granger, która jednak w niczym nie przypominała znanej wszystkim Panny-Wiem-To-Wszystko. W pokoju zapanowała głucha cisza, a wszyscy jak na komendę skierowali swój wzrok w stronę niespodziewanego gościa. Twarze członków Zakonu Feniksa wyrażały całą gamę uczuć od współczucia przez zaskoczenie po przerażenie (w przypadku Ronalda) Twarz Hermiony była obojętna, a w jej oczach było widać chęć mordu, ale też (co zauważył tylko Severus) bezbrzeżny smutek.
- Cóż to? Zebranie? Nie jestem zaproszona? Czyż nie należę do Zakonu ?! - głos Granger'ówny przepełniony był jadem i drwiną, a ostatnie zdanie wypowiedziała niemal sycząc powodując u Pottera nagły odpływ krwi z twarzy. Nie był to krzyk tylko wyrachowany chłodny ton, na dźwięk którego każdemu przechodziły ciarki.
- Hermiono...- zaczął łagodnie Albus
- Nie skończyłam. - syknęła brązowooka tonem, którego nie powstydziłby się sam Czarny Pan. Słysząc to Minerwa McGonagall osłupiała, a pani Weasley zemdlała, co dziewczyna skwitowała pogardliwym spojrzeniem
- Profesorze, czy mogę prosić na słowo ? - zapytała zimno, patrząc prosto na Snape'a
- Oczywiście, panno Granger- odparł zaskoczony Mistrz Eliksirów jednak nie dał tego po sobie poznać. Wstał i skierował się w stronę czekającej na niego czarownicy. Kiedy zamknęły się za nimi drzwi miedzy pozostałymi w pomieszczeniu osobami wybuchła zażarta dyskusja.

CDN
Witam ! Mam nadzieje, że się spodoba chciałabym żebyście zostawiali jakiekolwiek komentarze bo widze ze wchodzicie wiem ze moze sie nie chcieć ale to jest dla mnie naprawdę wielka motywacja!!
Pozdrawiam
Arystokratka

niedziela, 29 marca 2015

#Maska - cz. II

Dwaj nastoletni czarodzieje weszli do knajpki i niemalże od razu usłyszeli zachrypnięty głos barmana
- W czym moge służyć paniczu Malfoy?
- Porzebujemy kominka-oznajmił chłodno blondwłosy chłopak.
- Proszę za mną
Szli w milczeniu za przygarbionym, starszym męższczyzną. Korytarz był gdzieniegdzie oświetlony, dzięki czemu mozna było ujrzeć stare portrety na ścianie. Hermiona spoglądając na nie raz po raz nie mogła oprzeć sie wrażeniu że postacie patrzą na nią wiercacym wzrokiem. Nie było to przyjemne odczucie, ich oczy wyglądały jak czarne dołki nie było tęczówki źrenicy czy tez białka cała gałka oczna była czarna jak smoła. Z zamyślenia wyrwało Hermione  pojawienie sie przed nimi obskurnych drzwi za którymi znajdował sie równie obskurny salonik. Malfoy pociągnął ja szybko do kominka i bez słowa przenieśli sie do Hogwartu. Brązowooka rozejrzała sie po miejscu w którym sie znaleźli. Wszędzie porozrzucane były puste fiołki, na regałach leżały jakieś stare księgi i dziwne przyrządy o nieznanym jej przeznaczeniu. Cały pokój był urządzany w czerni przez co wyglądał jak jaskinia nietoperza. Hermiona nie miała watpliwości gdzie sie znajdują. Komnaty Naczelnego Postrachu Hogwartu były doskonałym odbiciem jego samego. Po krótkiej chwili do pomieszczenia wszedł Severus Snape z kpiącym uśmieszkiem na twarzy
- No nareszcie-mruknął, po czym dodał znacznie głośniej- Za mną! 
Uczniowie ruszyli za nim w ciszy, gdy weszli do jego gabinetu usłyszeli krótkie siadać i bez większych oporów spełnili rozkaz profesora. Siedzieli teraz naprzeciw Mistrza Eliksirów wpatrując sie w niego wyczekującą ponieważ żadne z nich nie wiedziało co właściwie robi tu w środku wakacji. 
- Wezwałem was do siebie na prośbę Dumbledora. Jesteście najlepsi z eliksirów wiec dyrektor powierzył wam zadanie polegające na uwarzeniu eliksirów -tu skinął w stronę przerażajaco długiej listy- które uległy zniszczeniu podczas bójki dwóch uczniów. - Kończąc mowić Severus skrzywił sie pogardliwie po czym wstał. Będąc juz prawie przy drzwiach odwrócił sie jeszcze i dodał 
- Macie na to cały dzień i cała noc. Przyjdę tu jutro rano na stoliku jest herbata. - i wyszedł. Draco i Hermiona zmierzyli sie nienawistnym wzrokiem i spojrzeli na listę. Gdy skończyli  ja czytać ich miny wyrażały tylko rozpacz i zdenerwowanie. Młody Malfoy nalał sobie herbaty do filiżanki i wypił ja duszkiem. Nagle upadł i stracił przytomność. Dziewczyna podbiegła do niego przerażona i zaczęła lekko potrząsać, kiedy to nie pomogło polała go troche woda, wtedy chłopak nieznacznie sie ruszył jednak dalej nie otworzył oczu. Hermiona podbiegła do drzwi wyjściowych kiedy okazało sie ze sa zamknięte i za nic w świecie nie chcą sie otworzyć , wróciła do Dracona i usiadła obok niego załamana wpatrując sie w jego piękna nieskazitelna twarz. Jest taki piękny... O czym Ty mówisz?! To Malfoy!! Biła sie ze swoimi myślami. To nie zmienia faktu ze jest zabójczo przystojny. A gdyby tak... Nie!!! Nie rob tego będziesz żałować!! Hermiona stłumiła głos rozsądku i pochyliła sie lekko nad blondynem, kiedy poczuła zapach jego wody kolońskiej zakręciło jej sie w głowie. Zebrała w sobie cała Gryfońską odwagę i pocałowała jego zimne i blade usta z zamkniętymi oczami. Przeraziła sie kiedy poczuła jak Malfoy oddaje jej pocałunek, chciała sie odsunąć ale jej nie pozwolił całując dalej. W końcu oderwali sie od siebie żeby zaczerpnąć troche powietrza. Dziewczyna z lekkimi rumieńcami podniosła wzrok spodziewając sie pogardliwych uwag i zimnych stalowoszarych tęczówek przepełnionych obrzydzeniem, jednak nic takiego nie zobaczyła jego twarz wykrzywial najnormalniejszy w świecie uśmiech a oczy patrzyły na nią z jakimiś dziwnymi iskierkami. Draco zbliżył sie do niej a Hermiona z przerażeniem odkryła ze pragnie jego dotyku jak niczego innego
- Draco.. Musimy robić eliksiry - próbowała jeszcze sie bronić ale jej głos sie załamał kiedy poczuła jak całuje ja w szyje
- Pózniej - mruknął i zaczął schodzić pocałunkami na dół. 
Znowu zaczęli sie całować z taka namiętnością, ze sam Eros nie mógłby sie powstydzic. Malfoy zaczął szybko pozbywać sie ubrań dziewczyny a ona nie pozostawała mu dłużna. 
Po godzinie było po wszystkim a oboje leżeli nadzy i wtuleni w siebie na zimnej posadzce. Rozpamiętywali te namiętne chwile, które dla obojga były zupełnie innym przeżyciem niżby mogło sie wydawać . Po godzinie przytulania i cichych rozmowach ubrali sie i zabrali za eliksiry. Skończyli nad ranem, kiedy słońce zaczynało wschodzic słońce Amortencja która znajdowała sie w herbacie przestała działać...

KONIEC
i jak? Podoba sie ? ;) 
Czekam na komentarze ;) nie wiem czy w ogóle ktoś tu zagłada wiec jeśli tak miloby było jakby zostawił po sobie jakiś ślad :) pozdrawiam
Arystokratka

sobota, 28 marca 2015

#1 Maska cz. I - Hermiona Granger/Draco Malfoy

Hogwart. Mój drugi dom, tak bliski, a jednak tak daleki. W końcu jestem szlamą ten świat nie jest dla mnie, z drugiej strony jestem czarownica , należę do niego. Hermiona, brązowooka nastolatka, siedziała przy oknie w swoim mugolskim domu patrząc na krople deszczu rozpryskujace sie o bruk. Co jakiś czar błyszczące w świetle błysków burzy. Rozmyślała o swoim życiu zastanawiając sie jaki jest jego sens. Miała bardzo podły nastrój, nagle usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi. Spięła sie cała, przybrała maskę obojętności i odwróciła sie w kierunku wejścia do jej pokoju. Trzeba tu wtrącić ze pokój Hermiony uległ drastycznej zmianie . Przemalowała go na ciemno-zielono i dopełniła czarnymi dodatkami nadając mu ponurej atmosfery . Sama do końca niewiedziała dlaczego tak postąpiła, ale domyślała sie że może to byc skutek jej ,jak to rodzice określili, depresji. 
W drzwiach stała mama Hermiony
- Zejdź na obiad Hermiono-powiedziała cicho i wyszła 
Po chwili namysłu wstała i udała sie na dół do jadalni. Zatrzymała sie kiedy usłyszała rozmowę jej rodziców
- George ja nie wiem co sie z nią dzieje stała sie taka... Taka obca, obojętna na wszystko-zapłakała Jane
- Nie martw sie kochanie to tylko przejściowe - próbował pocieszyć ja George 
W tym momencie Hermiona weszła do jadalni a jej rodzice ucichli. Dziewczyna przeszła obok nich pogrążona w swoich myślach i usiadła przy stole.
Obojętna? Obca? Byc moze, ale jak moge byc inna po tylu latach brutalnej szkoły pewnego zadufanego w sobie arystokraty. Mam dalej jak kiedyś żyć normalnie śmiać sie w dzień w nocy płakać ? Niee. Juz nie jestem dzieckiem , teraz przynajmniej będzie mi łatwiej, a rodzice sie przyzwyczaja, przyjaciele tez .
Z tymi myślami spożyła posiłek, podziękowała i poszła do swojego pokoju . Ku jej zaskoczeniu, gdy otworzyła drzwi zauważyła siedzącego na jej łóżko znienawidzonego idiotę przez którego stała sie taka obojętna wobec innych. Malfoy uśmiechnął sie z obrzydzeniem kiedy ja zobaczył. Mimo woli nasunęła mu sie myśl że wyglada nawet ładnie zaskoczyła go tylko ta maska obojętności na jej twarzy. To do niej nie pasuje. Sekundę pózniej zganił sie w myślach wracając do rzeczywistości.
- Czego tu Malfoy.- warknęla Hermiona.
- Przysłał mnie Snape. Nie myśl ze podoba mi sie przebywane ze szlamą i w tym... - pokazał gestem jej pokój z wielkim obrzydzeniem na twarzy. 
Brązowooka dziewczyna myślała o tym co mógł chcieć od niej Snape mając przy tym grymas złości na twarzy który pojawił sie wraz ze słowem szlama. 
- Czego on chce odemnie? 
- Mam Cie zabrać do Hogwartu, Granger
- Przecież dopiero połowa wakacji-Hermiona była zaskoczona co Draco od razu wykorzystał 
- Co za spostrzegawczość szlamo- wykrzywil swoją twarz w cynicznym uśmieszku . - Chodź - dodał. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć chwycił ja mocno za ramie i deportował sie z nią do Hogsmeade. W momencie kiedy wyładowali Malfoy pociągnął dziewczyna w stronę lokalu o dźwięcznej nazwie "Pod świńskim łbem" 
Hermiona wyrwała sie z jego uścisku i ruszyła wkurzona za blondynem , który zaczął jej sie wydawać całkiem przystojny kiedy wiatr rozwiewał jego platynowe włosy lecz szybko wyrzuciła te myśli wiedziała ze i tak nic z tego nie będzie . Szlamą i arystokrata to by było dobre! Skeeter to by książkę napisała pomyślała Hermiona. Nie wiedziała że Malfoy przygląda jej sie ukradkiem mając bardzo podobne myśli.


CDN
 No i jak wam sie podoba ? Wiem że troche nudny ale początki sa zawsze trudne mam nadzieje ze mnie zrozumiecie i od razu nie przekreślicie. Czekam na komentarze ;) 
Arystokratka